niedziela, 22 stycznia 2017

Od imprezy do imprezy...

Za nami kolejny, zaskakujący, pełen wrażeń tydzień. Z każdym tygodniem zdaję sobie sprawę, że jednak to moje życie nie jest takie nudne na jakie mi się zdawało jeszcze niedawno. Co prawda bywają dni, w których nic się nie dzieje, ale to nie jest powód do obaw.
W poniedziałek wypadły akurat urodziny mojej siostry. Prezent dla niej wybierałam w ubiegłą sobotę wraz z Sebixem. Myślę, że była zadowolona z podarunku. Stara dupa z niej już... 16lat skończyła. Już niedługo będzie miała 18.. ale ten czas leci... a ja wciąż mam wrażenie, że jeszcze 12 ma. Sama do swojego wieku się jeszcze nie przyzwyczaiłam i do tej myśli, że w październiku już wkraczam w dorosłość, a co dopiero takie rzeczy pamiętać.
Do szkoły musieliśmy przyjść w mundurach, ponieważ odbywały się próby przed przyjazdem ważnych gości. Jak zwykle każda klasa byłą inaczej poinformowana o czasie przybycia na sale. Moja klasa wiedziała, że na 10, policyjna na 9 a mieszana jeszcze inaczej. Koniec końców wszyscy o 9 zjawiliśmy się na sali. Znaczy się... nie do końca wszyscy, bo 2 wojskowa oczywiście jak małe dzieci musiała pobawić się w śniegu. Wojna na śnieżki to jest to! Ciężko było dotrzeć na sale i nie dostać choć jedną śnieżką. Były też i takie osoby, co zostały wysmarowane lub z zaskoczenia obsypane śniegiem. "Bawimy się w liceum!" Nie powiem. Fajnie jest czasami odkryć w sobie dziecko. Ninja rozmawiając ze mną, nie dowierzał w to co się działo. Rok bez zaliczenia zabawy w białym puchu jest rokiem straconym. Kochajmy śnieg, tak szybko odchodzi.
Z godziny na godzinę, z minuty na minutę, z sekundy na sekundę był coraz większy stres. To był ten dzień, kiedy musieliśmy się popisać przed Wiceministrem i Posłem, by dostać dofinansowanie na kursy, które dla niektórych są darmową przepustką do marzeń. Od samego rana była zbiórka na sali i ćwiczenie wszystkiego, by wypaść jak najlepiej. Jak to nasza szkoła ma w zwyczaju, bo jest "przepustką do profesjonalizmu", jeszcze tego dnia weszły nowe elementy do pokazu. Ostatecznie wszystko się udało. Najważniejszy gość trochę się spóźniał, same przemowy trwały też wystarczająco długo, że zdążyliśmy się już porządnie znudzić. W końcu nadszedł ten moment. "Zapraszamy do małego pokazu umiejętności uczniów naszej szkoły" i tym oto akcentem odsunęła się kotara niczym kurtyna na scenie. Czas zacząć przedstawienie. "Klasa 2 baczność!" i jedziemy z tematem. Najpierw chwyty kata i samoobrona, w której miałam swoje 2 minuty. Moim zadaniem była obrona przed pistoletem z tyłu. Powaliłam Czarodzieja z hukiem na ziemie i krzyknęłam  z całej siły "Leż!" celując w niego. Znajomi z klasy byli aż zdumieni, że potrafię tak ryknąć. Mam wrażenie nawet jakby kumpel z którym walczyłam się mnie wystraszył, bo gdy on się bronił od mojego celowania w serce i gdy mnie powalił, jego krzyk już nie był tak słyszalny. Najgorsze, że wszystko zagłuszała muzyka, która miała dodać trochę dynamizmu tejże akcji. Po każdym wystąpieniu były oklaski. Dziennikarze jak i uczniowie bez przerwy pstrykali zdjęcia. 
Po naszym występie szybkie rozłożenie materacy i dziewczyny z policyjnej miały swoją chwilę. Miały też chwyty kata, ale takiego swojego, moim zdaniem trochę dziwnego i niedopracowanego. Teraz w tym momencie odbył się finał całego pokazu, czyli ochrona VIPa, w którą były zaangażowanie aż 2 klasy. Gdy wprowadzano "panią prezydent" nagle było słychać strzał. O nie! grupa ludzi chciała ją zaatakować. Trafili kogoś. Ktoś został ranny. Ktoś stracił przytomność. Z góry na linach zjechali strażacy. Policja zajęła się ochroną VIPa jak i unieszkodliwieniem napastników. Zakuli ich w kajdanki i wyprowadzili. Kilku pilnowało opatrzanych rannych kolegów. O nie! przestał oddychać! Ratownicy szybko przybiegli. Zrobili resuscytacje, przywracając funkcje życiowe i wynieśli pacjenta na noszach. Strażacy po opatrzeniu wrócili na górę i zaczęła się musztra paradna dla rozluźnienia tego poziomu adrenaliny. Klasa Ninjy jak zawsze pokazała się wspaniale. Jeszcze tylko zbiórka i można było się udać na krótką rozmowę z Wiceministrem Spraw Zagranicznych Panem Dziedziczakiem. MAMY TO! MAMY DOTACJE! Sam stwierdził, że pokaz to był czysty profesjonalizm i należą się nam te pieniądze. Podziękowania powinny iść do naszych przełożonych, dzięki którym udało nam się odnieść ten sukces, a szczególnie panu Kapitanowi- głównemu pomysłodawcy.
W kolejnych dniach cały czas żyliśmy tą cudowną chwilą. Liczne pamiątki, typu ból czy siniaki są nawet po dziś dzień, ale było warto. Od nauczycieli dostawaliśmy dużo pochwał. Nawet nasz wychowawca, który woli zrobić matematykę zamiast godziny wychowawczej, specjalnie dla nas jedną matematykę zrobił mniej i nas mega pochwalił. "Jestem z tego powodu bardzo dumna"- tymi słowami pani dyrektor bym podsumowała naszą pracę, w której przygotowania włożyliśmy całe serca.
To jeszcze nie wszystko. W piątek moja siostra miała jeszcze studniówkę. Tak wiem, że dziwnie to brzmi, ale do gimnazjum, do którego chodziłam nie robiło się gimbali, a studniówkę. (Różnica tych zabaw to po prostu czas ich występowania). Do egzaminu końcowego zostało ok. 100 dni, więc czas się bawić, a na naukę jeszcze przyjdzie czas. Całą uroczystość rozpoczął polonez. Światła zgasły, rozbrzmiała muzyka z filmu "Pan Tadeusz" i ruszyli. Każdy wyglądał tak dorosło... nowe kreacje, fryzury, makijaże. Niektórych nie byłam w stanie nawet poznać. Pamiętam jak jeszcze niedawno niektórych z nich widywałam w przedszkolu, gdy odbierałam z mamą moją siostrę. Masakra. Gdy też wspominałam swój ważny dzień, aż łza mi się zakręciła w oku. Niby 2 lata temu, a ile się przez ten czas zmieniło... jak ja się zmieniłam. Nie da się tego opisać. Trzeba to samemu przeżyć. A propos przeżycia haha jeszcze tylko wytrwać te wszystkie przemówienia i do domu (rodzice do domu, a młodzi się bawią). Przyszła jeszcze pora na walca. Cudownie, delikatnie na paluszkach sunęli po tym parkiecie. Ciężko w to uwierzyć, ale taką zabawę ma się raz w życiu, a pamięta się na zawsze. Wspaniałe wspomnienia.
Sobota jak to sobota, czas na odpoczynek dla naszej Prima Baleriny. Niestety mamy dzień babci i dziadka, więc trzeba odwiedzić swoich staruszków. Każdemu wręczyłyśmy mały upominek i zasiedliśmy do stołów zastawionych słodyczami dla wnucząt. W trakcie rozmów, co tam u nas, pokazywała nagrania i zdjęcia z uroczystości. Babcie były mega wzruszone, dziadek nawet jej nie poznał. Szkoda, że drugi dziadek nie mógł tego zobaczyć. Kochajmy naszych dziadków, bo za wnet odchodzą, a to są cudowne osoby.

niedziela, 15 stycznia 2017

Ale akcja!

Tydzień tej był pełen niezapomnianych przeżyć począwszy od egzaminu do spotkania z Sebixem kończąc.
Z dniem 9 miał wejść nowy plan zajęć. Poza salami wszystko było po staremu. W związku z tym, że były próbne matury dużo lekcji nam poprzepadało. Super! Jestem Ciekawa jak poszło Tuptusiowi i Ninjy, bo zdawali w tym roku akurat. Niektóre przedmioty podobno mega łatwe, jednak zdarzały się takie, które były czarną magią. Tak się śmiesznie złożyło, że gdy oni zdawali język angielski, ja akurat miałam "egzamin poprawkowy" z tego języka. Była to środa. Kolejny dzień pełen prób i przygotowań do wtorkowej wizyty ważnych osobistości, w tym Ministra Dziedziczaka. Co z tego, iż nasz występ trwa zaledwie 15 minut, musimy umieć wszystko perfekcyjnie. Aspirant kierujący całą akcją naprawdę miał świetny pomysł. Pierwsi jesteśmy my- wojskowi. Prezentujemy chwyty kata i samoobronę, w której ja mam swoje 2 minuty z Czarodziejem i jeszcze 3 innymi zespołami po 2 osoby.

Kolejnie policja pokazuje swoje ruchy z bronią i... AKCJA! ATAK NA PREZYDENTA! Tak, atak na prezydenta, a dokładniej na Prezydentową Miasta Leszna. Nie jestem pewna czy się uda na prawdziwej osobistości, czy będzie podstawiona, ale naprawdę rozegra się akcja niczym z filmu kryminalnego. Będzie strzelanie, ranni, a nawet zabici. Strażacy zjadą z góry na linach i przystąpią do pomocy i reanimacji. Będzie się działo, aż żałuję, że nie mogę wam tego pokazać. Po wszystkim będzie zbiórka wszystkich klas, "aktorów" i udamy się na jakiś tam wykład. W poniedziałek i jeszcze przed samym przyjazdem we wtorek będzie dużo prób byle Minister był zadowolony i przyznał nam dotacje na kursy. Sami na siebie musimy zapracować, tym razem nikt nam nie pomoże.
Czwartek i piątek praktycznie niczym się nie różniły od zwykłych dni. Jednakże ten ostatni po powrocie ze szkoły był dla mnie jak i wszystkich domowników bardzo pracowity. Wszystko musiało być perfekcyjne na pierwszy przyjazd do mnie Sebixa. Żeby było śmieszne w trakcie ścierania kurzu zrzuciłam lampę. Taty nie było w domu a lampa na kabelku wisieć nie mogła, także ja trzymałam, a mama biegała po sąsiadach i szukała pomocy. Koniec końców zdjęliśmy ją całkiem i kolejnego dnia tata się musiał głowić co dalej, a czas uciekał.
Sobota godzina 6.40, nie mogłam już spać, nerwy jak i ekscytacja na to nie pozwalały. Miałam prawie 2h by zrobić się na bóstwo, ale wyszło przeciętnie jak zawsze. Makijaż, loki, strój, a nawet inny kolor włosów, wszystko by być najpiękniejszą dla swojej Miłości. Czas leciał strasznie szybko. Będąc na dworcu, stojąc na peronie już chciałam by nadjechał w końcu ten pociąg. Po komunikacie: " Pociąg Intercity z Zakopanego, Katowic przez Wrocław Główny, Rawicz, Leszno, Poznań Główny do Słupska, Kołobrzegu wjedzie na tor 1 przy peronie II. Pociąg jest objęty obowiązkową rezerwacją miejsc. Wagony 5-9 znajdują się na początku składu pociągu, a wagony od 10-13 znajdują się na końcu składu pociągu. Prosimy nie zbliżać się do krawędzi peronu" tak się składa stanęłam perfekcyjnie tam, gdzie wysiadał Sebix. Bagażu miał jak na kilka dni, a przyjechał na zaledwie 12h.

Powiem tak, nie spodobała mi się ta zamiana ról. Wolę jednak ja wysiadać i biec w jego kierunku, niż stać i czekać aż on wysiądzie. Nowy rok, nowi my i teraz będziemy jeździć do siebie na zmianę. Ogólnie byczek wpadł na świetny pomysł by kolejny wyjazd wyglądał tak, że w piątek przykładowo ja przyjeżdżam do niego a kolejnego On do mnie. Najlepsze wyjście, bo każdy będzie zadowolony.
Będąc u mnie strasznie mu się podobało. Miasto może nie za duże, jednak niedługo powiększa swoje granice, za to ciche i spokojne. Porównał je nawet do Karpacza. Super mi to stwierdzenie słyszeć, bo to miejsce w górach, też mi się podoba. Pokazałam mu praktycznie wszystko, od zabytków po markety, wszędzie gdzie chciał tak szliśmy. Przez cały czas miał włączoną aplikację liczącą kroki, tyle co tutaj, chyba jeszcze nigdy nie przeszedł. Byliśmy bardzo fit, szczególnie po tak dużym i smacznym obiedzie. Zbliżając się do domu coraz bardziej się bałam. Po wejściu do domu ładnie się przedstawił, dał małe podarunki i poszliśmy do mnie do pokoju. Pokazałam mu moje rysunki. Zamarł. Odebrało mu na chwilę mowę, jednak po chwili zaczął już wytykać błędy- cały on. Gdy spróbował ciasta jakie wycudowała moja mama momentalnie chciał przepis.

Jadąc do siebie nabrał pełno jedzenia, by w swoich stronach przedstawić ten smak. Obowiązkowo musi dostać przepisy. W trakcie obiadu tak się rozgadał , że z dobrą godzinę opowiadał. Tak cudownie mi się go słuchało. Mógłby nie przestawać, tak ciekawie opowiadał o swojej pracy i nie tylko. Moją mamę kupił na pewno. Pochwalił jedzenie , a później jak poszłam się przebrać potajemnie nawet próbował dostać przepis. No no no..bo będę zazdrosna. Ale nie no, mega mnie cieszy, ze mu się tak bardzo podobało. Jeszcze nigdy takiego zadowolonego go nie widziałam, niestety na dworcu czas prysł, bo Miungwa musiała stroić foszki. Nie wiem co mi się stało, wzięło się tak znikąd i zepsuło całą magię. Zniszczyłam wszystko. Jak ja mogłam się tak zachować? (Już nie licząc, ze go biłam i dość boleśnie szczypałam). Pytam się jak?
Pociąg przyjechał przed czasem, wsiadł i tak czekaliśmy na odjazd. Koszmarne uczucie. Nienawidzę się żegnać. Po każdej stronie tak samo boli, czy to stojąc w drzwiach, czy na peronie. Czy my naprawdę musimy się rozstawać? Nie możemy zostać w jednym miejscu już na zawsze? No na razie nie, ale za kilka lat mam nadzieję, że się uda.

I tak oto minął kolejny tydzień z mojego życia.

niedziela, 8 stycznia 2017

Pierwszy tydzień nowego roku

Po powrocie od Sebixa długo nie mogłam się przyzwyczaić do szarej rzeczywistości. Było mi tam tak dobrze, że ze łzami w oczach było mi się żegnać z tamtym miejscem, no i przede wszystkim z TĄ OSOBĄ.
Leniuchowanie i spanie do późna spowodowało, że wstanie o 5 rano w poniedziałek to był praktycznie niemożliwy wyczyn. Jako jeszcze takie małe oswajanie się po nowym roku, na lekcjach były luzy, a na WF takie, że w ogóle go nie było. Jakoś tak minął cały tydzień. Połowy nauczycieli nie było, a na zajęciach pomału się rozkręcaliśmy.
W środę na mundurowych było naprawdę ciekawie. Mieliśmy próbę przed wizytacją wiceministra. Śmiechu było co niemiara. Tak obolała i posiniaczona jeszcze nie byłam. No tak, gdyby Miungwa nie szarpała się z Czarodziejem dla zabawy, to by nie narzekała tyle na kolejny dzień. Uczyliśmy się jeszcze padów, czyli jak upaść jak wróg znienacka zaatakuje. Robiliśmy to na materacach. Miungwa i Czarodziej musieli sobie oczywiście nawzajem psocić i zabierać. Inaczej byśmy nie byli sobą. Poprzez takie zachowanie jak i wyluzowanego nauczyciela, miło się później wspomina takie lekcje.
Kolejnego dnia pani dyrektor zaprosiła ekipę, która była reprzentatywnie w Racławicach ze sztandarem i nie tylko, na zapiekanki. Jak widać opłaca się zgłaszać do takich wyjazdów. Niby tylko 3h stania na baczność, a tu takie wyróżnienie. Lecz to nie wszystko tego dnia. Moja klasa bardzo się udziela w życiu szkoły, więc zostaliśmy wybrani i tak się składa, że zwolnieni z lekcji chemii, na której to mieliśmy pisać sprawdzian. Tym razem naszym zadaniem było przygotowanie auli na próbne matury i egzaminy zawodowe pisemne. Tak się składa, iż w tym roku wśród osób zdających zasiądzie też Ninja. Nie dość, że mu szykuje to ten się jeszcze mnie czepiał. No co za Cioł jeden. 
Szybko ten tydzień zleciał. W piątek oczywiście wolne, bo Święto Ofiarowania Pańskiego- potocznie zwane Trzech Króli. Przydał się ten jeden dzień wolnego więcej. Za to, że za tydzień będę miała jakby jeden mniej, układa się idealnie. Na spokojnie mogłam zrobić lekcje, pouczyć się, a nawet wrócić do starej pasji, czyli do rysowania. Według mnie nic nadzwyczajnego, jednak po pokazaniu Sebixowi, mało co nie zbierał kopary z ziemi,bo był w takim szoku. W sumie nie tylko on, Łysy, Ninja i kuzyn, który dzisiaj mnie odwiedził ze swoją rodzinką również. Nie wiem, co oni w tym widzą, ale jak Sebixowi się podoba, to rysowanie dla niego to czysta przyjemność.
Za tydzień w sobotę ma nastąpić coś niemożliwego, a mianowicie Sebix przyjeżdża po raz pierwszy do mnie by poznać w końcu moich rodziców. Coś mi się wydaje, ze bardziej ja przeżywam to spotkanie niż on. Doskonale pamiętam jak się podśmiechiwał, gdy byłam u niego : " jak można się tego bać?". Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. Nie mogę się już doczekać.

piątek, 6 stycznia 2017

WAŻNE !!! ZMIANY W DATACH PUBLIKACJI

!! ZMIANY !!


OD  09.01.2017 Blog będzie pojawiał się
RAZ W TYGODNIU W NIEDZIELĘ
O Godzinie 21:30
a nie codziennie jak dotychczas
                                              Załoga Bloga Dziennik Przeżyć

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Mała podróżniczka

                                      RAPORT Z 3 DNI

Koniec roku był cudowny.  Zakończył się tym, co uwielbiam robić - podróżowaniem.  Jestem strasznie zadowolona, że wszystko się udało.

30.12.2016

Z polecenia Majora jak i z własnych chęci, pojechałam do najbliższej jednostki wojskowej.  Początkowo moim zadaniem miało być pilnowanie dróg na trasie Biegu Sylwestrowego, organizowanego tam już 32 raz.  Na miejscu dopiero dowiedziałam się, że jednak do mnie i paru znajomych, jako tako pracy nie ma, bo specjalnie ściągnięto żołnierzy z innego oddziału. Jednak, jeżeli już byliśmy i to niektórzy z tak daleka, to jednak do pomocy coś się znalazło. Ostatecznie zbierałam chipy (takie małe plastikowe obręcze wplątywane w sznurówki) mierzące czas, które po przekroczeniu mety wysyłały SMS z dokładnym czasem.  Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy tyle ludzi przede mną nie klękało, a czułam się niczym człowiek zbierający ofiarę w kościele.
 Gdy wróciłam do domu, musiałam się dopakować, bo kolejnego dnia czekała mnie podróż po marzenia, a dokładnie do Sebixa. To pierwszy raz, kiedy byliśmy ze sobą tak długo, bo aż 2 dni.

31.12.2016

 Tata zawiózł mnie na dworzec i pomógł z torbami. Miło z jego strony, że czekał ze mną, póki nie wsiądę do pociągu. Gdy pojazd nadjechał i zajęłam swoje miejsce, zostały ponad 2 godziny do spotkania z Sebixem. Czasami naprawdę trudno jest wysiedzieć tyle, kiedy już się chce przytulić swoje największe Marzenie.Kilka dni wcześniej opowiadałam Sebixowi, jaki miałam super sen.  Śniło mi się, że jadę do niego i nagle za mną ktoś stoi klepiąc mnie w ramie, gdy pomału już szykuje się do wyjścia z pociągu.  Obracam się, a tam...  Sebix.  Dokładnie tak też się wydarzyło. Naprawdę to zrobił.  Specjalnie wsiadł przystanek wcześniej, by mnie zaskoczyć. Nawet się tego nie spodziewałam, iż kiedykolwiek to zrobi. Najlepsza niespodzianka, nadal nie wierzę, że to zrobił. Sny się jednak spełniają. Tak samo jak marzenia..Zaproszenie na sylwestra to właściwie mój prezent gwiazdkowy, jaki dostałam.  Teraz, gdy już po wszystkim wiem, że to był cudowny dar.  Nie ma nic cenniejszego niż czas, który możemy spędzić razem.Gdy opuściliśmy dworzec główny we Wrocławiu nie spieszyliśmy się nigdzie. Ze spokojem udaliśmy się na autobus. Żyjąc z ta świadomością, że dopiero jutro wracam, było cudownie.
Najpierw postanowiliśmy dostarczyć moje rzeczy do Jego domu by najzwyczajniej w świecie nie przeszkadzały. Po drodze wystąpiliśmy jeszcze do biedronki po potrzebne składniki na Kopiec Kreta. Odłożyłam torby i trochę odpoczęłam po podróży. I tym razem również mała niespodzianka na mnie czekała.  W sumie nie mała, a mega super. Niby takie można by rzec zwykle rzeczy, a jednak powodują uśmiech na twarzy.Z racji, ze galerie były do godziny 15 otwarte, to tam też się udaliśmy. W planach mieliśmy większe zakupy, a wróciliśmy z pustymi rękami.Zbliżała się godzina obiadu.  Tym razem ja rządziłam w kuchni, gdyż przepis przywiozłam od siebie. Nigdy wcześniej Sebix nie słyszał o takim daniu jak Calzone.  Początkowo trochę zamieszanie.  Długo się robiło, ale wspólne gotowanie jest super przeżyciem. Najgorsze było oczekiwanie, aż się upiecze.  Musiało naprawdę cudownie pachnieć jak na gotowe przyszedł jego tata i wziął sobie kawałek. Jedzenie to było mega syte. Ze byliśmy później sami w domu, objedzeni jak i trochę leniwi by od razu brać się za ciasto, udaliśmy się na górę.  Ktoś by mógł stwierdzić, że nie jesteśmy normalni, ale przez bite 2 godziny, albo i więcej graliśmy w szachy, a potem oglądaliśmy filmy na YouTube. Niestety my jesteśmy fit, a że markety niektóre są do 18 to zrobiliśmy sobie małe bieganie.  Tak..  Bieganie na autobus, bo na kolejny musielibyśmy czekać z 30 minut. Pojechaliśmy do Faktory i wstąpiliśmy do Carrefour.  Nie ma to jak sylwka spędzać w marketach, tak wiem. Jednakże nieistotne gdzie, lecz najważniejsze jest, z kim. Sebix miał ogromna ochotę na cydr. Normalnie byłby w stanie przyjechać pół miasta byle dostać to, na co ma ochotę.Po kolejnym już przekroczeniu progu czekało mnie mile przywitanie przez jego rodzinę.  Miałam okazję poznać babcie.  Cudowna kobieta.  Nie dziwię się, ze Sebix jest tak bardzo z nią związany.
Naszła nas ochota na ciasto jak i czas gonił.  Chcieliśmy się wyrobić i udać na rynek, niestety ciasto rządziło się swoimi prawami.  Gdybyśmy wiedzieli, ze tak długo się je robi, nie gralibyśmy tyle w te szachy. No, ale trudno.  Najważniejsze ze nam wyszło. Próbowaliśmy na kolejny dzień - ZNAKOMITE!! W trakcie pieczenia jego mama i babcia stwierdziły, ze maja ochotę na wino, a wedle umowy to, co kupiłam na pierwsze spotkanie, miałyśmy wypić. Ohyda..  Nigdy więcej.  Fuu!!  Niby 13%, a mega kopało. Sebixa wykrzywiało w każdą stronę.Zbliżał się wieczór, wiec wypadało ładnie wyglądać. O stylizacje zadbał Sebix.  Sam wybierał mi sukienkę, malował mnie i robił loki. Ma talent. Aż byłam w szoku jak mu świetnie wyszło. Pochwały dostał nie Tylko ode mnie.

Po zaprezentowaniu swojego dzieła, wzięliśmy butelkę z chipsami do góry. Znów oglądaliśmy YouTube. Gdy dochodziła godzina za 10 północ, chciałam bardzo iść na dwór na fajerwerki. Niestety wyszło tak, że zostaliśmy w domu. Szczerze z wyższego piętra wyglądało o wiele lepiej, ale najpierw szampan. Mężczyzna jedyny, jaki w domu został, otworzył i porozlewał do kieliszków.

Nastąpił ten moment.  Odliczanie.  Ostatnie sekundy. Ostatnie chwile by zamknąć stare sprawy.  Ostatnie chwile na wspominanie ile dobrych a ile tych gorszych chwil było w tym roku.  Ostatnie już chwile...  Najcudowniejszy moment, zegnanie starego i wkraczanie w nowy zapowiadający się jeszcze lepiej, nowy rok i to przy boku mojej największej Miłości.  Nigdy nie sądziłam, że będzie mi dane tak wspaniale zakończyć i rozpocząć pewien etap w życiu. Jeszcze tylko złożyć życzenia noworoczne i można pisać kolejna historie.  Pierwsza pusta kartka z 365 już się zapełnia wspomnieniami.

Strzelali długo. Cały czas wtulona w Sebixa podziwialiśmy cudowne kształty fajerwerk.  Gdy w miarę ucichło udaliśmy się do pokoju.  Musieliśmy być cicho, bo reszta poszła spać. Pomijając to jakże niedobre wino przeglądaliśmy różne portale społecznościowe. Gdy Kotek już był pijany przeszliśmy na łóżko.  Leżał mi na kolanach i z lekka przysypiał. Siedzieliśmy tak prawie do 3 w nocy.  To naprawdę słodki widok.
Niestety nadchodzi chwila rozstania na noc.  Mimo że się nie chce, ale iść trzeba.  Wracając z łazienki poszłam do Sebixa, ucałowałam na dobranoc i poprosiłam o pobudkę.

                                     01.01.2017 

Tego momentu nigdy nie zapomnę.  Otwieram oczy, a tam Kochanie, które mnie budzi. Jejku jak wstawać, to tylko tak.  "Wstajemy Kochanie, za chwilę śniadanie".  No tak, trzeba się wykąpać, umalować i ubrać. Babcia zaszokowała nam obiad byśmy mieli więcej czasu na wspólny długi po śniadaniowy spacer. Po odprowadzeniu jej do drzwi i po pożegnaniu, wzięliśmy się za śniadanie.
Kochanie moje i tym razem chciał mnie zaskoczyć.  Ale pyszne jedzonko i herbatkę uszykował. Objadłam się mega.  Trzeba było później się przejść dla lepszego trawienia.  Przeszliśmy się po okolicy w ogóle nikomu jeszcze prawie nieznanej jednak zaKilka miesięcy zjedzie się tam od groma ludzi. Naprawdę ślicznie było, tym bardziej u boku tak cudownej osoby, jaką jest Sebix. Kurczę no, nie da się nie kochać tej Bestii.

Z lekka zmęczeni, zaraz po powrocie, położyliśmy się z powrotem do łóżka. Nie ma nic lepszego niż wspólne leniuchowanie. Potem jeszcze trochę na komputerze poprzeglądaliśmy parę stron i już pomału trzeba było się ewakuować. Jeszcze tylko obiadek, trochę telewizji i poszliśmy na autobus. Jeszcze nigdy oboje nie byliśmy tak zestresowani. Prawie byśmy nie zdążyli na mój pociąg, jednakże los nam sprzyjał i przesiadka pasowała idealnie. Na miejsce dotarliśmy z ponad pół godzinnym wyprzedzeniem. Zaszliśmy na peron, fotka pamiątkowa i docenianie ostatnich wspólnych chwil. Nienawidzę pożegnań. Z czasem coraz gorzej je znoszę jednak pocieszam się tym, że niedługo znów się widzimy. Obojętnie, czy miesiąc, czy tydzień, ale się zobaczymy. Nie ma innej opcji. Naprawdę za mocno go kocham by godzić się na to, aby przez elektronikę tylko go spotykać. Nie da się tak.

Ostatnie przytulenie, życzenia urodzinowe, (bo dzisiaj 02.01.2017 Sebix ma urodziny) buziak, żółwik i wsiadłam. Po zajęciu miejsca jeszcze przez szybę małe pożegnanie. Ruszający pociąg przerwał naszego żółwika, nastała najgorsza chwila. Rozstanie na nie wiadomo jak długo. On udał się w swoją stronę, a ja w swoją. Wtulona w jego bluzę, którą mi dał nadal chciałam mieć wrażenie, że jest obok. Prawda byłą niestety inna. Prawie miałam łzy w oczach i ledwie je powstrzymywałam. Całe szczęście byliśmy w stałym kontakcie SMS-owym przez całą drogę.