RAPORT Z 3 DNI
Koniec roku był cudowny.
Zakończył się tym, co uwielbiam robić - podróżowaniem. Jestem strasznie zadowolona, że wszystko się
udało.
30.12.2016
Z polecenia Majora jak i z
własnych chęci, pojechałam do najbliższej jednostki wojskowej. Początkowo moim zadaniem miało być pilnowanie
dróg na trasie Biegu Sylwestrowego, organizowanego tam już 32 raz. Na miejscu dopiero dowiedziałam się, że
jednak do mnie i paru znajomych, jako tako pracy nie ma, bo specjalnie
ściągnięto żołnierzy z innego oddziału. Jednak, jeżeli już byliśmy i to
niektórzy z tak daleka, to jednak do pomocy coś się znalazło. Ostatecznie
zbierałam chipy (takie małe plastikowe obręcze wplątywane w sznurówki) mierzące
czas, które po przekroczeniu mety wysyłały SMS z dokładnym czasem. Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy tyle ludzi
przede mną nie klękało, a czułam się niczym człowiek zbierający ofiarę w
kościele.
Gdy wróciłam do domu, musiałam się dopakować, bo kolejnego
dnia czekała mnie podróż po marzenia, a dokładnie do Sebixa. To pierwszy raz,
kiedy byliśmy ze sobą tak długo, bo aż 2 dni.
31.12.2016
Tata zawiózł mnie na dworzec i pomógł z
torbami. Miło z jego strony, że czekał ze mną, póki nie wsiądę do pociągu. Gdy
pojazd nadjechał i zajęłam swoje miejsce, zostały ponad 2 godziny do spotkania
z Sebixem. Czasami naprawdę trudno jest wysiedzieć tyle, kiedy już się chce
przytulić swoje największe Marzenie.Kilka dni wcześniej opowiadałam Sebixowi, jaki miałam super
sen. Śniło mi się, że jadę do niego i
nagle za mną ktoś stoi klepiąc mnie w ramie, gdy pomału już szykuje się do
wyjścia z pociągu. Obracam się, a
tam... Sebix. Dokładnie tak też się wydarzyło. Naprawdę to
zrobił. Specjalnie wsiadł przystanek wcześniej,
by mnie zaskoczyć. Nawet się tego nie spodziewałam, iż kiedykolwiek to zrobi.
Najlepsza niespodzianka, nadal nie wierzę, że to zrobił. Sny się jednak
spełniają. Tak samo jak marzenia..Zaproszenie na sylwestra to właściwie mój prezent gwiazdkowy,
jaki dostałam. Teraz, gdy już po
wszystkim wiem, że to był cudowny dar.
Nie ma nic cenniejszego niż czas, który możemy spędzić razem.Gdy opuściliśmy dworzec główny we Wrocławiu nie spieszyliśmy
się nigdzie. Ze spokojem udaliśmy się na autobus. Żyjąc z ta świadomością, że
dopiero jutro wracam, było cudownie.
Najpierw postanowiliśmy dostarczyć moje rzeczy do Jego domu
by najzwyczajniej w świecie nie przeszkadzały. Po drodze wystąpiliśmy jeszcze
do biedronki po potrzebne składniki na Kopiec Kreta. Odłożyłam torby i trochę
odpoczęłam po podróży. I tym razem również mała niespodzianka na mnie czekała. W sumie nie mała, a mega super. Niby takie
można by rzec zwykle rzeczy, a jednak powodują uśmiech na twarzy.Z racji, ze galerie były do godziny 15 otwarte, to tam też
się udaliśmy. W planach mieliśmy większe zakupy, a wróciliśmy z pustymi rękami.Zbliżała się godzina obiadu.
Tym razem ja rządziłam w kuchni, gdyż przepis przywiozłam od siebie.
Nigdy wcześniej Sebix nie słyszał o takim daniu jak Calzone. Początkowo trochę zamieszanie. Długo się robiło, ale wspólne gotowanie jest
super przeżyciem. Najgorsze było oczekiwanie, aż się upiecze. Musiało naprawdę cudownie pachnieć jak na
gotowe przyszedł jego tata i wziął sobie kawałek. Jedzenie to było mega syte.
Ze byliśmy później sami w domu, objedzeni jak i trochę leniwi by od razu brać
się za ciasto, udaliśmy się na górę.
Ktoś by mógł stwierdzić, że nie jesteśmy normalni, ale przez bite 2 godziny,
albo i więcej graliśmy w szachy, a potem oglądaliśmy filmy na YouTube. Niestety
my jesteśmy fit, a że markety niektóre są do 18 to zrobiliśmy sobie małe
bieganie. Tak.. Bieganie na autobus, bo na kolejny
musielibyśmy czekać z 30 minut. Pojechaliśmy do Faktory i wstąpiliśmy do
Carrefour. Nie ma to jak sylwka spędzać
w marketach, tak wiem. Jednakże nieistotne gdzie, lecz najważniejsze jest, z
kim. Sebix miał ogromna ochotę na cydr. Normalnie byłby w stanie przyjechać pół
miasta byle dostać to, na co ma ochotę.Po kolejnym już przekroczeniu progu czekało mnie mile
przywitanie przez jego rodzinę. Miałam
okazję poznać babcie. Cudowna
kobieta. Nie dziwię się, ze Sebix jest
tak bardzo z nią związany.
Naszła nas ochota na ciasto jak i czas gonił. Chcieliśmy się wyrobić i udać na rynek,
niestety ciasto rządziło się swoimi prawami.
Gdybyśmy wiedzieli, ze tak długo się je robi, nie gralibyśmy tyle w te
szachy. No, ale trudno. Najważniejsze ze
nam wyszło. Próbowaliśmy na kolejny dzień - ZNAKOMITE!! W trakcie pieczenia
jego mama i babcia stwierdziły, ze maja ochotę na wino, a wedle umowy to, co
kupiłam na pierwsze spotkanie, miałyśmy wypić. Ohyda.. Nigdy więcej.
Fuu!! Niby 13%, a mega kopało. Sebixa
wykrzywiało w każdą stronę.Zbliżał się wieczór, wiec wypadało ładnie wyglądać. O
stylizacje zadbał Sebix. Sam wybierał mi
sukienkę, malował mnie i robił loki. Ma talent. Aż byłam w szoku jak mu
świetnie wyszło. Pochwały dostał nie Tylko ode mnie.
Po zaprezentowaniu swojego dzieła, wzięliśmy butelkę z
chipsami do góry. Znów oglądaliśmy YouTube. Gdy dochodziła godzina za 10 północ,
chciałam bardzo iść na dwór na fajerwerki. Niestety wyszło tak, że zostaliśmy w
domu. Szczerze z wyższego piętra wyglądało o wiele lepiej, ale najpierw
szampan. Mężczyzna jedyny, jaki w domu został, otworzył i porozlewał do
kieliszków.
Nastąpił ten moment.
Odliczanie. Ostatnie sekundy.
Ostatnie chwile by zamknąć stare sprawy.
Ostatnie chwile na wspominanie ile dobrych a ile tych gorszych chwil było
w tym roku. Ostatnie już chwile... Najcudowniejszy moment, zegnanie starego i
wkraczanie w nowy zapowiadający się jeszcze lepiej, nowy rok i to przy boku
mojej największej Miłości. Nigdy nie sądziłam,
że będzie mi dane tak wspaniale zakończyć i rozpocząć pewien etap w życiu.
Jeszcze tylko złożyć życzenia noworoczne i można pisać kolejna historie. Pierwsza pusta kartka z 365 już się zapełnia
wspomnieniami.
Strzelali długo. Cały czas wtulona w Sebixa podziwialiśmy
cudowne kształty fajerwerk. Gdy w miarę ucichło
udaliśmy się do pokoju. Musieliśmy być cicho,
bo reszta poszła spać. Pomijając to jakże niedobre wino przeglądaliśmy różne
portale społecznościowe. Gdy Kotek już był pijany przeszliśmy na łóżko. Leżał mi na kolanach i z lekka przysypiał. Siedzieliśmy
tak prawie do 3 w nocy. To naprawdę słodki
widok.
Niestety nadchodzi chwila rozstania na noc. Mimo że się nie chce, ale iść trzeba. Wracając z łazienki poszłam do Sebixa,
ucałowałam na dobranoc i poprosiłam o pobudkę.
01.01.2017
Tego momentu nigdy nie zapomnę. Otwieram oczy, a tam Kochanie, które mnie
budzi. Jejku jak wstawać, to tylko tak.
"Wstajemy Kochanie, za chwilę śniadanie". No tak, trzeba się wykąpać, umalować i ubrać.
Babcia zaszokowała nam obiad byśmy mieli więcej czasu na wspólny długi po
śniadaniowy spacer. Po odprowadzeniu jej do drzwi i po pożegnaniu, wzięliśmy się
za śniadanie.
Kochanie moje i tym razem chciał mnie zaskoczyć. Ale pyszne jedzonko i herbatkę uszykował. Objadłam
się mega. Trzeba było później się
przejść dla lepszego trawienia.
Przeszliśmy się po okolicy w ogóle nikomu jeszcze prawie nieznanej
jednak zaKilka miesięcy zjedzie się tam od groma ludzi. Naprawdę
ślicznie było, tym bardziej u boku tak cudownej osoby, jaką jest Sebix. Kurczę no,
nie da się nie kochać tej Bestii.
Z lekka zmęczeni, zaraz po powrocie, położyliśmy się z
powrotem do łóżka. Nie ma nic lepszego niż wspólne leniuchowanie. Potem jeszcze
trochę na komputerze poprzeglądaliśmy parę stron i już pomału trzeba było się
ewakuować. Jeszcze tylko obiadek, trochę telewizji i poszliśmy na autobus.
Jeszcze nigdy oboje nie byliśmy tak zestresowani. Prawie byśmy nie zdążyli na
mój pociąg, jednakże los nam sprzyjał i przesiadka pasowała idealnie. Na
miejsce dotarliśmy z ponad pół godzinnym wyprzedzeniem. Zaszliśmy na peron,
fotka pamiątkowa i docenianie ostatnich wspólnych chwil. Nienawidzę pożegnań. Z
czasem coraz gorzej je znoszę jednak pocieszam się tym, że niedługo znów się
widzimy. Obojętnie, czy miesiąc, czy tydzień, ale się zobaczymy. Nie ma innej
opcji. Naprawdę za mocno go kocham by godzić się na to, aby przez elektronikę
tylko go spotykać. Nie da się tak.
Ostatnie przytulenie, życzenia urodzinowe, (bo dzisiaj 02.01.2017 Sebix
ma urodziny) buziak, żółwik i wsiadłam. Po zajęciu miejsca jeszcze przez szybę
małe pożegnanie. Ruszający pociąg przerwał naszego żółwika, nastała najgorsza
chwila. Rozstanie na nie wiadomo jak długo. On udał się w swoją stronę, a ja w
swoją. Wtulona w jego bluzę, którą mi dał nadal chciałam mieć wrażenie, że jest
obok. Prawda byłą niestety inna. Prawie miałam łzy w oczach i ledwie je
powstrzymywałam. Całe szczęście byliśmy w stałym kontakcie SMS-owym przez całą
drogę.
Uwielbiam posty w takiej formie :) Szczęśliwego Nowego Roku!! Mam nadzieję, że szybko uda wam się spotkać.
OdpowiedzUsuń