niedziela, 22 stycznia 2017

Od imprezy do imprezy...

Za nami kolejny, zaskakujący, pełen wrażeń tydzień. Z każdym tygodniem zdaję sobie sprawę, że jednak to moje życie nie jest takie nudne na jakie mi się zdawało jeszcze niedawno. Co prawda bywają dni, w których nic się nie dzieje, ale to nie jest powód do obaw.
W poniedziałek wypadły akurat urodziny mojej siostry. Prezent dla niej wybierałam w ubiegłą sobotę wraz z Sebixem. Myślę, że była zadowolona z podarunku. Stara dupa z niej już... 16lat skończyła. Już niedługo będzie miała 18.. ale ten czas leci... a ja wciąż mam wrażenie, że jeszcze 12 ma. Sama do swojego wieku się jeszcze nie przyzwyczaiłam i do tej myśli, że w październiku już wkraczam w dorosłość, a co dopiero takie rzeczy pamiętać.
Do szkoły musieliśmy przyjść w mundurach, ponieważ odbywały się próby przed przyjazdem ważnych gości. Jak zwykle każda klasa byłą inaczej poinformowana o czasie przybycia na sale. Moja klasa wiedziała, że na 10, policyjna na 9 a mieszana jeszcze inaczej. Koniec końców wszyscy o 9 zjawiliśmy się na sali. Znaczy się... nie do końca wszyscy, bo 2 wojskowa oczywiście jak małe dzieci musiała pobawić się w śniegu. Wojna na śnieżki to jest to! Ciężko było dotrzeć na sale i nie dostać choć jedną śnieżką. Były też i takie osoby, co zostały wysmarowane lub z zaskoczenia obsypane śniegiem. "Bawimy się w liceum!" Nie powiem. Fajnie jest czasami odkryć w sobie dziecko. Ninja rozmawiając ze mną, nie dowierzał w to co się działo. Rok bez zaliczenia zabawy w białym puchu jest rokiem straconym. Kochajmy śnieg, tak szybko odchodzi.
Z godziny na godzinę, z minuty na minutę, z sekundy na sekundę był coraz większy stres. To był ten dzień, kiedy musieliśmy się popisać przed Wiceministrem i Posłem, by dostać dofinansowanie na kursy, które dla niektórych są darmową przepustką do marzeń. Od samego rana była zbiórka na sali i ćwiczenie wszystkiego, by wypaść jak najlepiej. Jak to nasza szkoła ma w zwyczaju, bo jest "przepustką do profesjonalizmu", jeszcze tego dnia weszły nowe elementy do pokazu. Ostatecznie wszystko się udało. Najważniejszy gość trochę się spóźniał, same przemowy trwały też wystarczająco długo, że zdążyliśmy się już porządnie znudzić. W końcu nadszedł ten moment. "Zapraszamy do małego pokazu umiejętności uczniów naszej szkoły" i tym oto akcentem odsunęła się kotara niczym kurtyna na scenie. Czas zacząć przedstawienie. "Klasa 2 baczność!" i jedziemy z tematem. Najpierw chwyty kata i samoobrona, w której miałam swoje 2 minuty. Moim zadaniem była obrona przed pistoletem z tyłu. Powaliłam Czarodzieja z hukiem na ziemie i krzyknęłam  z całej siły "Leż!" celując w niego. Znajomi z klasy byli aż zdumieni, że potrafię tak ryknąć. Mam wrażenie nawet jakby kumpel z którym walczyłam się mnie wystraszył, bo gdy on się bronił od mojego celowania w serce i gdy mnie powalił, jego krzyk już nie był tak słyszalny. Najgorsze, że wszystko zagłuszała muzyka, która miała dodać trochę dynamizmu tejże akcji. Po każdym wystąpieniu były oklaski. Dziennikarze jak i uczniowie bez przerwy pstrykali zdjęcia. 
Po naszym występie szybkie rozłożenie materacy i dziewczyny z policyjnej miały swoją chwilę. Miały też chwyty kata, ale takiego swojego, moim zdaniem trochę dziwnego i niedopracowanego. Teraz w tym momencie odbył się finał całego pokazu, czyli ochrona VIPa, w którą były zaangażowanie aż 2 klasy. Gdy wprowadzano "panią prezydent" nagle było słychać strzał. O nie! grupa ludzi chciała ją zaatakować. Trafili kogoś. Ktoś został ranny. Ktoś stracił przytomność. Z góry na linach zjechali strażacy. Policja zajęła się ochroną VIPa jak i unieszkodliwieniem napastników. Zakuli ich w kajdanki i wyprowadzili. Kilku pilnowało opatrzanych rannych kolegów. O nie! przestał oddychać! Ratownicy szybko przybiegli. Zrobili resuscytacje, przywracając funkcje życiowe i wynieśli pacjenta na noszach. Strażacy po opatrzeniu wrócili na górę i zaczęła się musztra paradna dla rozluźnienia tego poziomu adrenaliny. Klasa Ninjy jak zawsze pokazała się wspaniale. Jeszcze tylko zbiórka i można było się udać na krótką rozmowę z Wiceministrem Spraw Zagranicznych Panem Dziedziczakiem. MAMY TO! MAMY DOTACJE! Sam stwierdził, że pokaz to był czysty profesjonalizm i należą się nam te pieniądze. Podziękowania powinny iść do naszych przełożonych, dzięki którym udało nam się odnieść ten sukces, a szczególnie panu Kapitanowi- głównemu pomysłodawcy.
W kolejnych dniach cały czas żyliśmy tą cudowną chwilą. Liczne pamiątki, typu ból czy siniaki są nawet po dziś dzień, ale było warto. Od nauczycieli dostawaliśmy dużo pochwał. Nawet nasz wychowawca, który woli zrobić matematykę zamiast godziny wychowawczej, specjalnie dla nas jedną matematykę zrobił mniej i nas mega pochwalił. "Jestem z tego powodu bardzo dumna"- tymi słowami pani dyrektor bym podsumowała naszą pracę, w której przygotowania włożyliśmy całe serca.
To jeszcze nie wszystko. W piątek moja siostra miała jeszcze studniówkę. Tak wiem, że dziwnie to brzmi, ale do gimnazjum, do którego chodziłam nie robiło się gimbali, a studniówkę. (Różnica tych zabaw to po prostu czas ich występowania). Do egzaminu końcowego zostało ok. 100 dni, więc czas się bawić, a na naukę jeszcze przyjdzie czas. Całą uroczystość rozpoczął polonez. Światła zgasły, rozbrzmiała muzyka z filmu "Pan Tadeusz" i ruszyli. Każdy wyglądał tak dorosło... nowe kreacje, fryzury, makijaże. Niektórych nie byłam w stanie nawet poznać. Pamiętam jak jeszcze niedawno niektórych z nich widywałam w przedszkolu, gdy odbierałam z mamą moją siostrę. Masakra. Gdy też wspominałam swój ważny dzień, aż łza mi się zakręciła w oku. Niby 2 lata temu, a ile się przez ten czas zmieniło... jak ja się zmieniłam. Nie da się tego opisać. Trzeba to samemu przeżyć. A propos przeżycia haha jeszcze tylko wytrwać te wszystkie przemówienia i do domu (rodzice do domu, a młodzi się bawią). Przyszła jeszcze pora na walca. Cudownie, delikatnie na paluszkach sunęli po tym parkiecie. Ciężko w to uwierzyć, ale taką zabawę ma się raz w życiu, a pamięta się na zawsze. Wspaniałe wspomnienia.
Sobota jak to sobota, czas na odpoczynek dla naszej Prima Baleriny. Niestety mamy dzień babci i dziadka, więc trzeba odwiedzić swoich staruszków. Każdemu wręczyłyśmy mały upominek i zasiedliśmy do stołów zastawionych słodyczami dla wnucząt. W trakcie rozmów, co tam u nas, pokazywała nagrania i zdjęcia z uroczystości. Babcie były mega wzruszone, dziadek nawet jej nie poznał. Szkoda, że drugi dziadek nie mógł tego zobaczyć. Kochajmy naszych dziadków, bo za wnet odchodzą, a to są cudowne osoby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz