niedziela, 8 stycznia 2017

Pierwszy tydzień nowego roku

Po powrocie od Sebixa długo nie mogłam się przyzwyczaić do szarej rzeczywistości. Było mi tam tak dobrze, że ze łzami w oczach było mi się żegnać z tamtym miejscem, no i przede wszystkim z TĄ OSOBĄ.
Leniuchowanie i spanie do późna spowodowało, że wstanie o 5 rano w poniedziałek to był praktycznie niemożliwy wyczyn. Jako jeszcze takie małe oswajanie się po nowym roku, na lekcjach były luzy, a na WF takie, że w ogóle go nie było. Jakoś tak minął cały tydzień. Połowy nauczycieli nie było, a na zajęciach pomału się rozkręcaliśmy.
W środę na mundurowych było naprawdę ciekawie. Mieliśmy próbę przed wizytacją wiceministra. Śmiechu było co niemiara. Tak obolała i posiniaczona jeszcze nie byłam. No tak, gdyby Miungwa nie szarpała się z Czarodziejem dla zabawy, to by nie narzekała tyle na kolejny dzień. Uczyliśmy się jeszcze padów, czyli jak upaść jak wróg znienacka zaatakuje. Robiliśmy to na materacach. Miungwa i Czarodziej musieli sobie oczywiście nawzajem psocić i zabierać. Inaczej byśmy nie byli sobą. Poprzez takie zachowanie jak i wyluzowanego nauczyciela, miło się później wspomina takie lekcje.
Kolejnego dnia pani dyrektor zaprosiła ekipę, która była reprzentatywnie w Racławicach ze sztandarem i nie tylko, na zapiekanki. Jak widać opłaca się zgłaszać do takich wyjazdów. Niby tylko 3h stania na baczność, a tu takie wyróżnienie. Lecz to nie wszystko tego dnia. Moja klasa bardzo się udziela w życiu szkoły, więc zostaliśmy wybrani i tak się składa, że zwolnieni z lekcji chemii, na której to mieliśmy pisać sprawdzian. Tym razem naszym zadaniem było przygotowanie auli na próbne matury i egzaminy zawodowe pisemne. Tak się składa, iż w tym roku wśród osób zdających zasiądzie też Ninja. Nie dość, że mu szykuje to ten się jeszcze mnie czepiał. No co za Cioł jeden. 
Szybko ten tydzień zleciał. W piątek oczywiście wolne, bo Święto Ofiarowania Pańskiego- potocznie zwane Trzech Króli. Przydał się ten jeden dzień wolnego więcej. Za to, że za tydzień będę miała jakby jeden mniej, układa się idealnie. Na spokojnie mogłam zrobić lekcje, pouczyć się, a nawet wrócić do starej pasji, czyli do rysowania. Według mnie nic nadzwyczajnego, jednak po pokazaniu Sebixowi, mało co nie zbierał kopary z ziemi,bo był w takim szoku. W sumie nie tylko on, Łysy, Ninja i kuzyn, który dzisiaj mnie odwiedził ze swoją rodzinką również. Nie wiem, co oni w tym widzą, ale jak Sebixowi się podoba, to rysowanie dla niego to czysta przyjemność.
Za tydzień w sobotę ma nastąpić coś niemożliwego, a mianowicie Sebix przyjeżdża po raz pierwszy do mnie by poznać w końcu moich rodziców. Coś mi się wydaje, ze bardziej ja przeżywam to spotkanie niż on. Doskonale pamiętam jak się podśmiechiwał, gdy byłam u niego : " jak można się tego bać?". Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. Nie mogę się już doczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz