czwartek, 29 grudnia 2016

Sam dzisiaj piszę wpis ciekawe jak mi pójdzie

Witam tu Sebix

Dzisiaj przyszedł mi obowiązek napisania dzisiejszego Bloga ( fakt robię to pierwszy raz więc nie wiem jak to wyjdzie ale postaram się i zobaczymy)

Dzisiejszy dzień u Miungwy był z tego co wiem pełen zadań do wykonania, musiała się spakować na wyjazd do mnie do Wrocławia a to w jej wykonaniu nie jest proste bo jak każda kobieta musi mieć wszystko na zapas i nawet więcej. Spakowała już torbę sportową ale jakoś nie ma miejsca na wszystkie rzeczy. Jak mogę się domyślić jej torba to około 120l i nadal mało. Jutro jedzie do jednostki wojskowej na jakieś biegi czy na szkolenie sam nie wiem nie określiła tego zbyt precyzyjnie, ale mam nadzieję że się ze wszystkim wyrobi bo jeszcze musi upiec Kopiec Kreta. Dzisiaj jeszcze postanowiła wyskoczyć na lody i na frytki dziwne to połączenie ale no jak smakowało to nic się nie poradzi a o gustach zwłaszcza tych smakowych się nie dyskutuje co potwierdza cytat ,,O gus­tach się nie dys­ku­tuję, gus­ta się to­leru­je." 
 Miungwa jeszcze nie wie ale czeka ją bardzo miła niespodzianka kiedy dotrze do Wrocławia na Dworcu Głównym PKP .... ale nie zdradzę tego co ją czeka bo w końcu ma być to niespodzianka.

Przejdźmy do tego co ciekawego działo się u mnie a działo się sporo ciekawych rzeczy. Po porannych obowiązkach i szybkich zakupach przez internet jedzenia było wyśmienite śniadanie. Dawno tak dobrego śniadania nie jadłem... . Po śniadaniu szybkie spakowanie torby na siłownię i ruszyłem w drogę, na siłowni spotkałem kilku moich bardzo dobrych znajomych. Osobiście im układam treningi personalne i diety co widać gołym okiem z miesiąca na miesiąc jak się rozrastają i przybierają masy mięśniowej. Jednym słowem rosną prawdziwe wielkie Byki. Po siłowni wyskoczyłem sobie na dworzec sprawdzić skrytkę pocztową czy nic ciekawego nie przyszło, i jak się okazało czekała tam na mnie paczka. Duży szary karton o wadze 12kg i niebieska taśma ale brak informacji co w środku. Po otwarciu okazało się że są to próbki suplementów do przetestowania dla mnie i dla kumpli bo zapisałem się do specjalnego programu jako trener personalny. Po odstawieniu paczki do magazynu przyszedł czas na spacer ulicami Wrocławia. Spacer po rynku i spotkanie kolejnych znajomych to tradycja że zawsze tam kogoś spotykam nawet ludzi z pracy.  Dzisiaj znowu muszę iść do pracy ale tylko na 2h więc jest ok, najważniejsze że spotkam się ze znajomymi z pracy i pogadamy sobie. Takie uroki pracy w ..... a nie istotne :-)  Podpowiem że jesteśmy na lądzie na morzu i w powietrzu a na zdj jest jedna z naszych maszyn
Zdjęcie z internetu ale mamy u nast takie samo cudeńko

  I tak oto kończy się dzień dzisiejszy pełen a może i nie pełen atrakcji sami oceńcie. Mi dzień minął bardzo ciekawie nie narzekam teraz czas w spokoju usiąść i poczytać jakąś dobrą książkę. Jestem bardzo ciekawy co przyniesie dzień jutrzejszy.

niedziela, 25 grudnia 2016

Czy tak właśnie muszą wyglądać święta?

Jak ja nienawidzę świąt. Wszyscy wydają się być wtedy tacy sztuczni i zachowują się jak gdyby nigdy nic. Na co dzień się nienawidzicie, skaczecie sobie do gardeł, a to właśnie w ten jeden dzień ma być złożenie broni i pokazanie pokoju? No chyba tak nie bardzo. Ludzie ranią, wyrzekają się, a potem są dla Ciebie sztucznie mili. Nie lubię tej sztuczności.
Od tygodnia ogromne zamieszanie, bo trzeba prezenty kupić, chappe posprzątać i udekorować. Już nie wspomnę o tych promocjach od 2 miesięcy co w sklepach są, przez co jeszcze bardziej się wszystkiego odechciewa i nie czuć tej magii. Jedyne co to ładnie miasta są ubrane i tylko tyle.
Z moją rodziną mam kontakt tylko wtedy, gdy po prostu muszę się odezwać, a tak na co dzień niespecjalnie. Kolacja jak kolacja, tylko potrawy inne. Jako prezent rzeczy, których potrzebuje, więc po co to wszystko?
Niby wyjątkowy dzień, a siostra jak narzekała tak narzeka. Zniszczyła święta mamie totalnie, mówiąc jej wprost, że prezent jej się nie podoba, jeszcze go do końca nie wypakowawszy. Także, siostra marudzi, mama siedzi zdołowana, ja samotna, a tata obojętny na wszystko.. czyli jak zawsze.  Każdy patrzy w swój ekran, czy to telefonu, telewizji, czy laptopa.
W święta jeszcze się jeździ do rodziny i spotyka się z najbliższymi. Tematy często schodzą na pracę i szkołę, a dopytując się jeszcze wtrącają się w nasze życie uczuciowe. Dzieci bawią się prezentami, a dorośli obżerają się na potęgę. Młodzież co robi? Siedzi na tych swoich komórkach, nudzi się niemożliwie i z utęsknieniem czeka na powrót do domu.
Czy tak właśnie muszą wyglądać święta?
Po co ta cała szopka?
Najbardziej to nie mogę się doczekać tego, co ma nadejść za tydzień. Niby zwykły sylwester, a jednak nie. Jedyny w swoim rodzaju.. najpiękniejszy i najcudowniejszy jak dotąd. Chcę już do Sebixa. Zaproszenie na tę okazję to najlepszy prezent jaki mogłam dostać, coś co zmieniło całkiem moje spoglądanie na świat w okresie świątecznym. Normalnie bym siedziała w swoim zaciszu i przeczekiwała ten czas, a tak radość mnie rozpiera. Dziękuje Ci Byku za wszystko!! Jesteś najlepszy!!! KOCHAM CIĘ!!!

czwartek, 22 grudnia 2016

Cuda się zdarzają

Gdy większość musiała jeszcze dzisiaj iść do szkoły,  ja mogłam poleniuchować w łóżku.  Wstałam jakoś po 9, ale śniadanie jadłam dopiero ok. 15. Nie chciało mi się wcześniej specjalnie jeść.  Miałam od samego rana dużo do zrobienia.  Pierwszą rzeczą na mojej liście było zrobienie prezentacji o Nikoli Tesla.  Bardzo ciekawa jest historia tego odkrywcy,  dla ciekawskich dodam,  ze był on największym rywalem Edisona przez co oboje nie dostali nagrody Nobla, polecam się zapoznać.

Siostra w szkole,  tata w pracy,  a mama w drugim pokoju odsypiała nockę,  więc praktycznie byłam sama. Miałam z rana małego doła, płakałam trochę nawet, przez co też Sebix nie wytrzymał i musiał się przejść. Za często ostatnio to robię. Oboje nienawidzimy tych moich humorków.
Jak to zwykle przed świętami trzeba w domu porobić wszystko.  Pranie,  sprzątanie i full innych rzeczy.  Odkopanie krzesła ze sterty ciuchów do prostych nie należało.  Nawet się dziwię jak to się tam wszystko zmieściło.  Jeszcze na samym spodzie plecak był,  a w nim kalendarz od Sebixa.  Zdziwiło mnie,  że od rana nie było go ani na zajęciach ani w pracy.  Stwierdził,  że sporo mam kalendarz ten sam co on, wraz planem, to powinnam wiedzieć.  Po rzuceniu nura,  w końcu dotarłam do skarbu.  Musiałam przekopać się przez mundur,  polar,  kurtkę,  czapkę,  szalik,  spodnie,  bluzę jedną, drugą, trzecią,  i dużo, dużo więcej,  ale znalazłam. Okazało się aż,  że dziś miał plan piątkowy czyli zajęcia trwały tylko do 8.45.
Jakoś tak cały ten dzień zleciał w pomaganiu w przygotowaniach.

Sebix też miał luźny dość dzień.  Zaraz po wstaniu mógł ze spokojem udać się na autobus. Przed zajęciami zahaczył jeszcze o siłownię.  Zima,  nie zima,  ciało zawsze musi być w doskonałej formie. Po małym odpoczynku przyszedł czas na zajęcia.  Było to zaledwie 45 minut więc na spokojnie.  Jeszcze nie robili nic trudnego,  bo zaledwie oglądali film o kwaśnych deszczach.  Ciekawe to jak nic,  ale wysiedział i ma już wolne. Od dziś zaczyna długą przerwę od zajęć.  Nareszcie sobie trochę odpocznie.

Rozmawialiśmy niedawno przez telefon.  Tak się złożyło,  że oboje nie mieliśmy planów na sylwestra.  Zaproponowałam wiec na ten dzień spotkanie.  Okazało się, że zepsułam sobie niespodzianke.  Miał to być prezent dla mnie na Gwiazdkę.  No trudno się mówi.  Najważniejsze,  że się spotkamy! Cuda się zdarzają! To będzie najlepsze zakończenie starego (cudownego)  roku i rozpoczęcie nowego. Jaki Sebix jest cudowny, ciekawe skąd wiedział,  że właśnie w ten sposób od zawsze marzę spędzić ten wyjątkowy wieczór. Kochany nauczył się też,  iż nie ma lepszego prezentu dla mnie, niż chwila spędzona u jego boku. Kocham go i nie mogę się już doczekać.  To będzie najdłuższy wspólnie spędzony czas jak do tej pory. Oby takich chwil było jak najwięcej.

środa, 21 grudnia 2016

Godzina piąta, minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała

Godzina piąta, minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała... Dokładnie tak jak w słynnej pieśni żołnierskiej REZERWA się działo. Dzisiaj ostatni dzień szkoły. Niby nic, a nie chce się jak zawsze, ale w sumie skrócone lekcje, więc przeżyłam.
Przy wejściu do autobusu jakoś mnie nie ździwiło, że na przystanku byłam sama (zwykle jest z 15 osób). Ostatni dzień więc większość zrobiła sobie już wolne. No wiadomo, że w internacie wczoraj już popowracali do swych domów, bo zabierali się z rodzicami, którzy przyjechali na zebranie do szkoły. 
Tak jeżdżę takimi autobusami
ródło:Google.com)
Wsiadając i odbijając bilet jak zawsze powiedziałam "dzień dobry", gdyż zapowiadał się on rzeczywiście dobrze. Kierowca w ramach odpowiedzi na moje przywitanie odrzekł "a czapkę to się ma gdzie? pewnie w domu". Na dworze było od rana naprawdę zimno. Zaledwie -2, gdzie w prognozach miało być znacznie cieplej, ale w wojsku trzeba sobie radzić. Co to znaczy mróz dla żołnierza? Tyle co nic. Przeżyłam.
Dzięki Bogu na kolejnym przystanku wsiadła Adijos. Jest to znajoma ze starej szkoły, która zadaje się z kumplem z mojej starej klasy. Teraz znów się zadaje z najbardziej zaufaną mi osoba, ale tym razem z  obecnej klasy- z Gwiazdeczką. Zawsze na powitanie krzyczy już z daleka "adios". Już mniejsza o to, że w rzeczywistości z języka hiszpańskiego oznacza to "do widzenia". Zawsze jest zabawnie, gdy słychać ją z oddali. Zagada do każdego i humor mu z rana poprawi.
Na zbiórce było nas naprawdę dużo. Jedna dziesiąta z wszystkich klas mundurowych to naprawdę rekord jak na taki lekki dzień. Z mojej klasy było nas 3, więc wyobraźcie sobie ile było śmiechu, gdy Śmieszek zrobił nam zbiórkę i kazał nam się ustawić (dwóch pozostałych) w dwuszeregu.
Dzisiaj wyjątkowo Major nie spóźnił się za dużo. Ładnie nam podziękował, że chciało nam się wstać i przyjechać. Moja klasa powinna mieć pierwszy angielski, jednak nikomu się nie chciało na niego iść, więc grzecznie zapytaliśmy się, czy możemy dołączyć do pierwszych klas. W sumie odrobiliśmy sobie mundurowe i mogliśmy wcześniej jechać do domu.
Na lekcji zaraz po zbiórce produktów na paczkę dla kombatantów ze wchodu i po podziękowaniach Kapitana, że pokazaliśmy moc zjawiając się w szkole, udaliśmy się do sali piętro niżej na film. Nawet nie wiem jaki miał tytuł, bo nie specjalnie chciało mi się uważać. Byłam zajęta wpisywaniem się na listę do pomocy w imprezie planowanej na 30 grudnia, jak też później pisaniem sms z Sebixem i Łysym. Nie ukrywam też, że bardzo mi się chciało spać. Spałam w nocy może z 3 godzinki? Aj tam.. Patrząc na tych, co na końcu sali pościskani na podłodze słodko spali, stwierdzam, że ze mną nie było aż takiej tragedii. W trakcie seansu oczywiście nasi Przełożeni byli u pani Dyrektor na rozmowie, więc byliśmy sami. Nie było nawet siły na wariacje, więc byliśmy grzeczni.
Po odbębnieniu 3 lekcji (skróconych oczywiście), razem z Drajwerem, Pająkiem i Śpiewakiem ok. 9.30 już jechaliśmy do domu. 
(źródło:Google.com)
Będąc już prawie w innej miejscowości, nagle Śpiewak krzyczy STÓJ!!. Wszyscy wystraszeni co się stało, czekali aż nam to oznajmi. TERMOS NA DACHU ZOSTAWIŁEM!!!! Śmiech. Jak można zapomnieć? No nic, cofaliśmy się i szukaliśmy go po drodze. Spadł już na parkingu i oblał auto obok, a teraz nadaje się tylko do wyrzucenia, bo w środku coś pękło. Takiej akcji jeszcze nie było.
Drajwer później podrzuciła mnie ładnie tam, gdzie ją poprosiłam. Jaka ona jest kochana, nie dość, że Cię zgarnie, to nawet może pod dom podrzucić. Tym razem wysiadałam pod domem, nie moim, a Tuptusia. Miałam do niej ważną sprawę. Napisałam jej, że ma zejść. Cała zaspana, w samej bluzie i kapciach taty wyszła mega przerażona by otworzyć mi bramę. Gdy się pojawiła starałam się szybko jej przekazać o co chodzi. Tym razem jak co roku bawiłam się w św. Mikołaja i rozdawałam znajomym prezenty, więc i jej to nie ominęło. Każdy, który znaczy dla mnie coś więcej niż tylko ktoś, kogo znam, dostanie. Tuptusia nie było w szkole, więc postarałam się by wręczyć jej prezent osobiście i złożyć życzenia. Była zaskoczona. Spodziewała się całkiem czego innego. Dzień wcześniej specjalnie sprawiłam by tak myślała, żeby  nie próbowała  czasem się odwdzięczać. Nie lubię dostawać prezentów, bo ludzie niepotrzebnie kasę tylko na mnie wtedy marnują. Jednak Adijos się uparła i dzisiaj musiała też mi coś dać. Jakoś to przeboleć.
(źródło:Google.com)
Dzień zakończony. Zadania wykonane, więc wróciłam do domu, do ciepłego wyrka. Ładnie pospałam. Niedawno się obudziłam. Muszę mieć siłę na wieczór, bo z Sebixem mamy mnóstwo spraw do obgadania. Jeszcze poleniuchować dzisiaj sobie mogę trochę, a jutro już zaczyna się mnóstwo pracy przy przygotowaniach. Szczerze to dla mnie ta przerwa świąteczna jest za długa. Boje się jej, ale nic już nie zmienię niestety.

Sebix z samego rana już bardzo aktywny. Budzik na 6,a on wstaje o 8, bo woli  sobie dłużej poleżeć, a później to trening ma zaliczony. Dlaczego mnie to nie dziwi, że znów musiał biec na autobus.  Tego dnia co ja mam luzy, On niestety ma mnóstwo zajęć, bo do 18 aż. W przerwach między zajęciami odbywały się długie pogaduchy, czyli nic ciekawego. Czyli wyjątkowo nie to co zajęcia, a dokładnie chemia, na której mieli dzisiaj doświadczenia. Sebix jak to Sebix nie stosował się do instrukcji. Szalony chłopak. Trochę to niebezpieczne, jednak kto ma jako jedyny 5 ten ma. Za to, że pracował nieszablonowo dostał dodatkową ocenę, bo udało mu się wytworzyć substancję inną niż pozostali poprzez podgrzewanie w temperaturze wyższej niż podano w podręczniku. Jednak przy podgrzewaniu później pewnego minerału, coś mu nie wyszło. Powinna być ciekła substancja, a nie czarne zwęglone coś, co już z lekka się dymiło. Tak jest jak się gada i nie pilnuje. Ale dzięki temu już wie, że po za długim ogrzewaniu w temperaturze o 40 stopni wyższej niż się powinno, cała reakcja ulegnie zwęgleniu. Mój  Szalony Kochany Geniusz.
(źródło:Google.com)
Gdy Chemik Odkrywca zakończył zajęcia, udał się do domu. Kumpel zaproponował mu podwózkę twierdząc, że omijając korki będą szybciej w domu. Troszkę mu to nie wyszło, bo jechali 3x dłużej niż zakładali jadąc na około, ale przynajmniej Sebix miał ciepło i nie musiał marznąc w przetłoczonym tramwaju, stojąc pewnie przy co chwila otwierających się drzwiach.
Jeszcze tylko wejść do domu, rzucić torbę i relaks na całego.

wtorek, 20 grudnia 2016

Mamy rekord Polski!!! I brakuje przepisu na Lasagne

To jest ten dzień. Tyle pracy by wypaść najlepiej, tyle pracy by nie było powtórki z zeszłego roku. Organizacja ruszyła już w zeszłym miesiącu, żeby na spokojnie wszystko się udało. Jednak jak zawsze na ostatnią chwile zawsze czegoś zabraknie. Godzina 6:30. Pod wieżą ciśnień Drajwer podjechała po mnie i pomogła mi się zabrać. Gdyby nie ona, tłukłabym się w autobusie z obrusami, wypchana torbą i choinką dla wicewychowawczyni.
Dzień wcześniej umówiłam się z Ninją, że ma mi coś przekazać, co mam załatwić za niego. Gdy zajechałam już pod teren szkoły, czekałam na niego. Śmieszna sytuacja, bo było ciemno i go początkowo nie zauważyłam, ale jakoś się zgraliśmy. Mało tego, jeszcze później mnie odwiedził. Lecz on jak to on, nigdy bez potrzeby nie przychodzi. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a Miungwa ma takie dobre serduszko, że zawsze pożyczy.
Po dojściu do sali, w której odbywała się nasza późniejsza wigilia klasowa, pomału już układaliśmy z klasą stoły by po prostu zaoszczędzić czas. Sądząc po produktach, które mieliśmy w zasobie, wydawało się, że nam nie wystarczy, jednak to tylko pozory, bo zostało koniec końców tego bardzo dużo i był problem co z tym potem zrobić. Lepiej za dużo niż za mało.
Bicie rekordu(mierzenie)  miało ogólnie odbyć się równo o 8.00, jednak z organizacją z lekka u nas jest nie teges. To już nasza tradycja. Moja klasa miała ostatnie 7 stolików i miała zamykać całość, a jak to wyszło? A no tak, że zamykała nie wojskowa, a zawodowa klasa i  mieliśmy do dekoracji nie 7 a 9 stolików, bo naszym sąsiadom zabrakło obrusu. Z drugiej strony nic nie lepiej. Tam to ratowaliśmy ich honor, bo nie zorganizowali się. Doskonale znamy tą sytuację, też tak mieliśmy w zeszłym roku, więc im pomogliśmy. Tacy dobrzy my. Kilka osób "pożyczyło" od innych dekoracje, inni załatwili gałązki igliwia, a kolejni ruszyli po jedzenie. Udało się! Wyszło super. Trzeba sobie pomagać- taka zasada głównie u nas w szkole panuje.
(źródło:zspnietazkowo.pl)
Co do naszego stołu postanowiliśmy poza stroikami i jedzeniem przynieść jeszcze prezenty. Jejku jak to świetnie wyszło. Wow! Byliśmy, aż dumni. Jednak na wygraną na najlepiej ubrany stół ciutkę nam zabrakło.
Sam rekord został pobity i oficjalnie wypisany przez specjalnie zaproszonego gościa z komisji. Długość naszego stołu wigilijnego to 169,41m (poprzedni rekord to ~130m). Mamy to!!! Jesteśmy najlepsi w Polsce i mamy swoje miejsce w wielkiej księdze rekordów!!! Jest moc!!! Nietek górą!!!
(źródło:photos.google.com)
Gdy już jedna impreze się skończyła, nadszedł czas na kolejną. Jedynie kwestia przeniesienia wszystkiego do sali i już mogliśmy zacząć. Jeszcze tylko przemowa wychowawców i nadeszła pora na dzielenie się opłatkiem. Najsłynniejszymi życzeniami oczywiście były "wzajemnie" i "Tobie również". Po co się wysilać. Następnie oczywiście prezenty. Mi akurat wręczał jeden ze śmieszków klasowych. Długo się znamy, w sumie z obecnej mojej klasy jego znam najdłużej. Śmieszne jest też to, że poznaliśmy się przypadkiem w internecie. Jakoś tak jak się widujemy codziennie, już nie piszemy tak jak kiedyś, jednak znajomość jest nadal na tym samym poziomie. Przed wigilią zapytał się mnie wprost co chcę dostać, także trafił prezentem w 10. Przy składaniu życzeń oczywiście był sobą, dorzucił coś od siebie i przytulił. UUU Sebix teraz będzie zazdrosny, bo mam zakaz robienia tego z płcią przeciwną, UUU.
Potem pośpiewaliśmy trochę, pogadaliśmy, pojedliśmy. Obsługa herbat i kaw to oczywiście Miungwa i Zrzęda (ciągle na wszystko narzeka, nie przepadam za jej towarzystwem, ale cóż zrobić). Najważniejsze, że wszystko wyszło. Najlepiej jednak było, gdy połowa klasy pojechała już do domu. Totalne dzieci. Świgali się obierkami od mandarynek i narobili takiego syfu jak w chlewie, ale przynajmniej była później cisza. Wyrobiliśmy się ze sprzątaniem tak, że ok.13 już mogliśmy jechać do domu. Super, tym bardziej, że planowo powinniśmy dopiero 2h później.
Na mieście miałam do załatwienia pewną sprawę. Zależało mi by się wyrobić przed 15, a że udało i się wcześniej przyjechać do mojej miejscowości to już o 13:43 było zadanie wykonane. Jestem mega zadowolona. Tyle przed czasem to jest coś. Po powrocie położyłam się spać. Byłam totalnie wykończona.

Sebix nie miał tak spektakularnego dnia. Gdy już wstał i wziął prysznic, to ze spokojem następnie ruszył na shopping. Tak znowu... Dzień bez zakupów to dzień stracony. Później udał się na uniwerek, trochę nauki o trawie. ale to nie była zwykła trawa.
Po wykładzie odbyło się małe spotkanie ze znajomymi. Kolejny był obiad. Posiłek, ważna rzecz. Zapewne był mega pyszny. Jego rodzina ma taki talent do gotowania, że można się zakochać. Dzisiaj w menu była lasagne, jednak plany nie zawsze idą w parze z efektem końcowym i Cała lasagnea  trafiła do kosza . ( Ma ktoś sprawdzony przepis na Lasagne) i skończyło się na tradycyjnym schabowym i ziemniakach.
Nauka. Relaks. Nauka, relaks i tak w kółko., a wieczorem jeszcze zamknięcie realizacji projektu. Full roboty, ale co to to jest dla Sebixa? To jest codzienność,niestety. Biedaczek czasami nie ma czasu na najważniejsze rzeczy, bo poświęca się pracy całym sercem.... i nie tylko. Jestem z niego bardzo dumna widząc jakie sukcesy zdobywa, ale i też mega zła w jaki sposób się wykańcza.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Ostatni taki poniedziałek...

... w tym roku rzecz jasna. To właśnie dzisiaj wszyscy idą ostatni raz w tym roku kalendarzowym do pracy lub szkoły. Nie każdy może sobie zdawać z tego sprawę, jak ważną mamy dzisiaj okazję do świętowania. Tak się składa, że końcówka grudnia to praktycznie same święta. Dużo osób na nie czeka, nie ze względu na okazję, a po prostu na to, iż mamy więcej czasu wolnego dla siebie i bliskich.
U mnie można powiedzieć, że ten dzień rzeczywiście został świętowany, ale w nieco inny sposób. Dzisiaj w kalendarzu mamy imieniny Dariusza i Gabrieli. Tak się składa, że gdyby nie nasza wice wychowawczyni (pani od chemii), która nam powiedziała o tym, byśmy nie wiedzieli, że nasz prawdziwy wychowawca obchodzi akurat imieniny. Szybka zrzutka i Drajwer z Przewodniczącą pojechały po prezent dla niego. Po złożeniu życzeń okazało się, że on też ma dla nas niespodziankę. Wziął ze sobą dwóch chłopaków i poszli do samochodu. Po powrocie ku naszym oczom okazały się przepyszne pączki. Były one dla nas w ramach podziękowań za "pamięć".
Ostatni dzień przygotowań przed biciem rekordu polski jak i przed wigilią klasową, charakteryzuje się ogromnym zamieszaniem i dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik. Co chwila okazuje się, że czegoś brakuje. To szynszyl kubków nie kupił, to nikt nie pomyślał o cukrze i mleku do kawy, a to innym razem wypadałoby kupić prezent do księdza i wice wychowawcy. Kto to wszystko załatwia? No skarbnik oczywiście, bo "ma" kasę. Tak "ma", bo mamy dług na prawie -120zł. Jakim cudem? A no takim, że książęta sobie nie płacą. No już mniejsza z tym, że skarbnik ciągle wykłada ze swojej kieszeni. Musi, czy mu się podoba czy nie. Jeżeli ma być wszystko zapłacone, to zadłużyć się gdzieś trzeba. Albo w skarbnika prywatnej kieszeni, albo nie mieć tego co się mieć powinno.
Także po powrocie ze szkoły ogromne załatwianie wszystkiego na mieście, dokupywanie i pogłębianie debetu klasy, jak i powiększanie ilości rzeczy do zabrania się na jutro. Mam nadzieje, że wszystko się uda.

O poranku, gdy słoneczko się budziło, również obudził się Sebix. Po umyciu byczego łba udał się na zakupy. Najpierw musiał zaopatrzyć się w jedzenie dla domowników, a następnie udał się do galerii. Prezenty dla rodziny same się przecież nie kupią. Tak sobie spędził prawie cały dzień w centrach handlowych. Akurat zabrał ze sobą mamę by mu doradziła jak i wybrała sobie parę drobiazgów. W Rossmannie siedzieli prawie 4 bite godziny. W tym czasie zadzwonił też do mnie. Nie no, wcale nie było widać, że się interesuje najpierw rzeczami do niemowląt, potem do zwierząt domowych a na końcu na produkty do antykoncepcji. Wniosek? Po podliczeniu, ile mniej więcej miesięcznie wychodzi na dziecko, stwierdziliśmy, że nie chcemy mieć w najbliższej przyszłości dzieci, bo nas nie będzie stać. W sumie na zwierzaka też nas nie stać, więc jak to się mówi: "Lepiej zapobiegać niż leczyć". Zabawne, ale takie rozwiązanie rzeczywiście wyszłoby najtaniej, jednak za kilkadziesiąt lat chciałoby się spoglądać jak nasze maleństwa rosną. Teraz nie czas i miejsce na to.
Po drodze jeszcze tylko "przyjemne" stanie w korku, a w domu mały relaksik. Niestety pod wieczór musiał przysiąść do projektu i go wykonać. Musi być gotowy na wizytacje w Warszawie na piątek, a jeszcze mnóstwo roboty. Żeby się nie okazało, że musi harować cały dzień i całą noc.

niedziela, 18 grudnia 2016

Przygotowania idą pełną parą

Jak to zwykle bywa w tradycyjnej polskiej rodzinie, przed świętami dopina się przygotowania na ostatni guzik. Jedni sprzątają dom na błysk, a inni ganiają za prezentami. Ja dziś byłam tym drugim rodzajem. Nakupowałam tego tyle, że myślę, iż obdarowanym się spodoba. W sumie wyszły aż 24 prezenty, a ich łączna wartość zbija z nóg. Jak dobrze, że rodzice się dołożyli. Po powrocie z shoppingu jeszcze tylko zapakować drugą partię i jesteśmy gotowi z nimi na święta.
Jak co weekend musiałam robić to, co robi każda dorosła kobieta, która ma wolną sobotę, czyli ogarnięcie domu (obiad, pranie, sprzątanie) oraz przygotowanie się do świąt. Niestety przyniesienie choinki i ozdób świątecznych wypadło w tym roku na mnie. Przy okazji mały trening się odrobiło biegając kilka razy po tych schodach do piwnicy z 2 piętra.

Sebix dzisiaj zaczął dzień bardzo szlachetnie. Normalnie jestem aż z niego mega dumna. Jak stwierdził, jeżeli on nie obchodzi wigilii to z jakiej racji innym by nie mógł pomóc. Udał się więc do domu spokojnej starości i dał co nieco od siebie w przygotowania do świąt. Sklejał uszka i pierogi.
Niby nic, a robota szła szybciej. Następnie spacer i dla relaksu mała wizyta w galerii w celu poszukiwania prezentów. Gdy nasz święty Mikołaj wrócił do domu to nie należało mu się nic innego jak odpoczynek po jakże męczącym ale cudownym dniu.








piątek, 16 grudnia 2016

Kolejny dzień z naszego życia

Zaczęło się dzisiaj koszmarnie. Zwykle sama i na spokojnie mam czas by się wyszykować. Nie tym razem. Oczywiście wszyscy domownicy musieli wstać równo ze mną i mi przeszkadzać. Mało co się nie spóźniłam na autobus. Masakra. Zimno jak cholera. Ciemno i ani jednej żywej duszy na ulicach. Zwykle o tej porze trochę ludzi już było. Znów czekanie za Tuptusiem. Z dnia na dzień coraz dłużej. To też zaczyna z lekka irytować. W samej szkole jako tako się zapowiadało.... Zapowiadało, ale kolorowo nie było. Czy w ogóle może być coś gorszego? Jedyne co było dobre to próbna matura ustna z polskiego, która mnie ominęła, jednakże sama lekcja zaczęła się tak, że zaczynało się we mnie już gotować. Każda rzecz musi mieć u mnie zawsze to samo miejsce, bo inaczej wariuje. Tym razem koleżanka usiadła na moim miejscu. Wkurzyłam się strasznie jednak jakoś wytrzymałam do końca. Kolejne zajęcia nie były nic lepsze. Na niemieckim pisaliśmy sprawdzian. Niby nic takiego, ale jak nauczycielce się przypomniało, że wczorajszego testu nie pisałam, to dała mi 2 naraz do napisania. Już mniejsza, że jeden składał się z dwóch kartek A4. Dałam rade, ale szmata będzie jak nic. Strasznie mnie to martwi. Z matematyki nic dziś nie lepiej. Z poniedziałkowej kartkówki dostałam 2! Czaisz to? Nigdy nie zeszłam tak nisko. W przyszłym roku właśnie z tych przedmiotów chciałam pisać maturę, ale chyba sobie odpuszczę. Czy jest sens tak bardzo się starać jak nawet najprostsze zadania sprawiają trudność? Czy jeszcze uda mi się kiedykolwiek pójść na te wymarzone studia i ukończyć szkołę z wyróżnieniem? Mój cel na ten rok to średnia 4.0 jednak po ocenach na razie nawet na 3.5 się nie zapowiada. To nawet słabiej niż w poprzednim roku, a wtedy było więcej przedmiotów. Co się
ze mną dzieje? Co jest ze mną nie tak? Dlaczego nauka, którą kiedyś uwielbiałam teraz sprawia mi taką trudność? Czy rodzice jeszcze kiedykolwiek będą mogli być ze mnie dumni?
Po wyjściu z autobusu jak na złość musiało mi jeszcze coś w pachwinie strzelić i jakoś musiałam się z bólem dojść te 3km do domu. Po drodze jeszcze małe zakupy i spokój na dziś. Czy aby na pewno? W sumie to takie moje małe hobby, ale nie myślałam, że będzie tego aż tyle. Pakowałam prezenty, było ich z 13, a jutro kolejna partia. Już nie liczę obowiązków domowych, które mi w tam przeszkadzały, a zrobić trzeba. Jakoś przetrwałam. Ledwo.

Gdy nastał cudowny poranek, chcąc nie chcąc, Sebix musiał udać się na 45 minutowe zajęcia. By najpierw tam dotrzeć, trzeba udać się na przystanek. O tej porze wygląda on naprawdę oszałamiająco. (Nie wierzysz? Spójrz w górę.) Niestety żaden aparat nie jest w stanie uchwycić tego piękna. Najlepiej przekonać się na własne oczy.
Po luźnej gatce w końcu można zacząć weekend w 100%. Takie niewielkie rzeczy, a jednak powodują mnóstwo radości. Vale, te see on!
Po wstępnym relaksie otrzymał wyśmienitą wiadomość. Zaliczył ważny test wewnętrzny. Jestem z Niego naprawdę dumna. Mój Geniusz Kochaniutki! Trzeba to jakoś uczcić, może małe zakupy? Dlaczego nie? Ale to były dosłownie małe zakupy. Koszt wyniósł nawet niecałe 4zł. Poszalał , nie powiem, że nie.
Gdy już zawitał na "chacjende" musiał wysłać pewnemu głodomorowi, któremu zasmakowały jego wafle, przepis. Nie mogę się już doczekać, kiedy je zrobię. W sumie boję się, że mi nie wyjdą. Zobaczymy.
Kolejnie odbył się równie pyszny obiad i już relaks do końca dnia. Jeszcze tylko wspólna rozmowa i można ten dzień zaliczyć do udanych.

czwartek, 15 grudnia 2016

Jak można popełnić tak kolosalny błąd?

Każdy z nas popełnia błędy i każdy ma do niego absolutne prawo. Jednak czasami są one tak bardzo głupie i w ogóle nie potrzebne w życiu. Niestety, ale to dzięki nim człowiek już ma nauczkę na przyszłość- by ich nie popełniać. Nie ma nic gorszego, gdy tym błędem ranimy bliską nam osobę. Tak właśnie przytrafiło się mi. Jest mi strasznie z tym źle i wyobrazić sobie, że z mojej głupoty Sebix strasznie musiał cierpieć. Strasznie się martwiłam o niego. Czasami nawet nie mogłam normalnie funkcjonować. Przecież mu nie powiem prawdy, że chorobliwie jestem przejęta tym, co się z nim aktualnie dzieje, gdy np. długo nie odpisuje. Jedyne to mówiłam mu jak na to wszystko reaguje. Chłopak się załamał. Miał dość, że cierpię ( nie wiedział czemu) i nie może mi pomóc. Sam też zaczął miewać takie obawy jak ja z tej troski. Gdybyśmy sobie tego nie wyjaśnili później, nie wiem co by to było. I wyobrazić sobie, że wzajemna troska wyniszczała i dołowała nas od środka. Całe szczęście wyjaśniliśmy sobie wszystko i już jest ok. Postanowiliśmy sobie teraz, że mówimy o wszystkim, nawet o tym, iż się martwimy, by sytuacja się już nie powtórzyła. Wszystko jest dobre, ale z umiarem.
W szkole dziś mnie nie było. Już mniejsza o to, że połowę lekcji miałam odwołane. Wyglądało trochę jakbym zrobiła sobie wolne, jednak tak nie było. Po prostu miałam dzisiaj wizytę u stomatologa i nie opłacało się jechać na jedną lekcję. Jako tako nie było źle. W miarę się wyspałam i pozałatwiałam sprawy na mieście.
Sebix,  zaraz po wyszykowaniu się udał się na pociąg. Po dotarciu na miejsce poszedł na jakże nudne zajęcia. Dzisiaj akurat było prawo. Niby ciekawe, a jednak go nudziło. Całe szczęście miał godzinną przerwę na rozerwanie się i nabranie trochę chęci, by wytrzymać do końca. Gdy już wrócił do domu, zrelaksował się trochę i musiał już iść dalej. Kolejna na jego trasie była elektrownia wodna I i II we Wrocławiu. Miał tam do załatwienia pewną sprawę. Po powrocie jeszcze tylko trening testowy dla Ninjy i miał spokój już do końca dnia. Jak dobrze, że wszystko się dobrze skończyło.



wtorek, 13 grudnia 2016

Czy dzień zależy od nastawienia?

Każdy dzień zaczyna tak, jak się obudził. Jedni są zdołowani, że kolejny dzień znów trzeba iść do szkoły czy pracy, a wcale nie mają na to ochoty. Inni natomiast ledwie wstaną, już nie mogą doczekać się pewnej rzeczy, która ma się niedługo wydarzyć. Pewnie się zastanawiasz, czy ten drugi rodzaj w ogóle istnieje.. zaskocze Cię, istnieje. Mało tego.. sama do niego należę. Trudno w to uwierzyć? Zdaje sobie z tego sprawę, jednak po co mam to ukrywać? Nie ma nic gorszego niż wstać z łóżka przysłowiową lewą nogą. Każdy dzień to nowe wyzwania, a jak do tego podejdziemy, zależy tylko od nas.
Od rana strasznie zimno, całą noc praktycznie nie spałam. Niczym wrak dotarłam na ten przystanek. Po drodze jeszcze udało mi się spotkać i porozmawiać z Tuptusiem o naszych sobotnich wyjazdach. Również w weekend była we Wrocławiu. Ale z tego co ona opowiadała, a ja przeżyłam i zobaczyłam, uważam, że miałam dużo ciekawiej, ale kto co lubi.
Szkoła mijała tradycyjnie. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Na matmie znów poprawa jakiegoś sprawdzianu i znów mnie z sali wyproszono. Jako kujon czuje się niekomfortowo, że nie mogę brać udziału w lekcji, ale cóż zrobię. Nie moja wina, iż za dobrze się uczę. Przynajmniej miałam 45minut wolnego na ponudzenie się. Warto wykorzystać ten czas np., na rozmowę z Sebixem, jednak trzeba uważać na nauczycieli. Są oni wyrozumiali, jednak trzeba pamiętać o statusie, że nie można innym zakłócać w tym czasie lekcji.
Powrót do domu skrywał pewnego rodzaju przygodę. Wracałam z Drajwerem, Czarodziejem i Szynszylem do mojej miejscowości. Najpierw odstawienie ich na dworzec i małe babskie zakupy. No nieźle zabalowałyśmy. Dopiero po 16 byłam w domu, a po powrocie poszłam spać, taka byłam zmęczona.

Sebix po obudzeniu i wyszykowaniu się, pojechał na lotnisko. Po pracy udał się na uczelnie na kilka godzin zajęć. Zapewne były ciekawe jak zawsze. (Czyli wcale.) Gdy wracał do domu, zahaczył jeszcze o pocztę. Czeka za przesyłką od Ninjy. Niestety nie wiadomo dlaczego paczka jeszcze nie doszła, mimo że została wysłana z dobry tydzień temu. Już mniejsza o to, iż strasznie pokrzyżowała  innym plany np. Łysy codziennie musi jeździć i sprawdzać, czy już jest. Trochę to męczące. Jeszcze tylko relaks i dzień Sebixa możemy zaliczyć do udanych.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Co to w ogóle ma znaczyć?

To co się dzieje dzisiaj, bardzo ciężko jakkolwiek nazwać.  Mamy poniedziałek jak każdy zdążył już zauważyć.  Od samego rana zamieszanie. Idąc na autobus tuż przy domu Tuptusia dowiedziałam się, że jednak z nią dzisiaj nie idę.  Na matmie taki 'bum'  w twarz- "wyciągamy karteczki".  Nie no,  serio? Ale ktoś miał widzę nudny weekend. Ja tym razem nie mogę narzekać, bo było wspaniale. Nawet lepiej niż sobie to wyobrażałam. Totalny kosmos. Już się nie mogę doczekać kolejnego spotkania z Sebixem.  Tak bardzo mi go brakuje. Z każdą chwilą coraz bardziej,  ale wiem, że niedługo znów się zobaczymy.  Najlepszym sposobem na sprawienie uśmiechu na twarzy nie jest kawał,  czy miłe słowa,  bo to się szybko zapomina, ale najlepsze są cudowne wspomnienia,  których nikt nie jest w stanie mi zabrać. 
Na hisie zamiast lekcji bawiliśmy się w jury i ocenialiśmy kartki oraz stroiki świąteczne.  A co tam, że znajdowały się wśród nich również nasze prace. Po skończonej lekcji szybkie "rozliczenie" za zakupy na rzecz samorządu (czyli przekazanie paragonu i aż na tym się skończyło).  Przed wf tradycyjne dotlenienie się z Drajwerem i Czarodziejem wśród piękna szkolnej zieleni.  Z nudów zrobiliśmy sobie test na odwagę. Zadanie okazało się dla mnie bezproblemowe- miałam podejść do jakiś chłopaków i zagadać. Kiedyś było to dla mnie nie do pomyślenia, a że mam taki super humor to jakoś nie mam się co bać.  Nie takie rzeczy się przecież robiło.
Na lekcji wf miałyśmy zdawanie z ćwiczeń na drążek. Na moje dostałam kiepską ocenę,  a to tylko dlatego,  że za szybko. Serio? Jeżeli nauczyciel nie nadąża patrzeć to chyba jego problem,  a nie ocenę od razu obniża.
Kolejnie jeszcze tylko matma,  angielski,  chemia i kółko z chemii.  Dałam rade.  Na pierwszej z wymienionych oczywiście nuda jak zawsze, przekazałam Gwiazdeczce hajs za przesyłkę,  która ma mi odebrać i mogłam dalej "zasypiać".
Jakoś tak wszystko szybko zleciało. Ani się nie obejrzałam a na zegarku już była 13.50, czyli czas na autobus. 
Gdy już wchodziłam do domu,  tuż przy drzwiach,  w trakcie rozmowy z Sebixem usłyszałam taki dziwny odgłos. Wystraszylam się strasznie. Nie miałam pojęcia co to mogło być. Przejrzałam chyba wszystko. Trudno, nie ważne.
Gatka telefoniczna dzisiaj to po prostu jakiś obłęd,  ciągła radość,  mnóstwo śmiechu,  prawie tak jak za czasów spotkania. Nawet chwilę z jego mamą udało mi się porozmawiać, jednak najbardziej cieszy mnie to,  że mała niespodzianka- prezent,  który tak długo z Łysym przed Sebixem ukrywaliśmy,  spowodował, iż chłopak się wzruszył. Była to ramka z naszymi zdjęciami podsumowująca nasz pierwszy wspólny rok,  ale z jedną luką.  Po co? A było w niej dokładnie napisane: "miejsce na kolejne wspólne zdjęcie". Mam nadzieję,  że takich zdjęć będzie coraz więcej, tak samo jak niespodzianek. Uwielbiam go zaskakiwać.

Sebix od rana oczywiście przebywał na siłowni i budował swoje boskie ciało do perfekcji. Następnie spotkał się z prokuratorem. Taka ma pracę. Następnie odbyło się zatrzymanie podejrzanego i dostarczenie papierów służbowych w pewne miejsca. Nie wiem czy już wspominałam,  ale pracuje na służbie,  czyli będąc funkcjonariuszem państwowym musi być na każde nawet najmniejsze wezwanie oraz że takie sytuacje to u niego codzienność. Po skończonych obowiązkach mógł udać się do domu i się dalej relaksować.

niedziela, 11 grudnia 2016

Spotkanie



Piszę to co działo się wczoraj z konta Sebixa bo z moim mam problem w logowaniu :-(

To już dziś. To był ten dzień. Godzina 4: 30, pora wstać. Całą noc nie mogłam spać. Już chciałam się z nim spotkać. Odliczam każda godzinę. Dzień wcześniej się przygotowałam już na wyjazd wstępnie. Jak na złość rano lokówka odmówiła posłuszeństwa i nie mogłam sobie zrobić loków, które tak bardzo uwielbia Sebix. Chciałam po prostu byś jak najpiękniejsza tego dnia. Tata zaoferował mi podwózkę na dworzec. Przy wsiadaniu do auta zerwał mi się jeszcze pasek od torebki. No, co za pech. Ktoś tam na górze chyba mnie nie lubi. Do pociągu zostało pół godziny, więc na spokojnie mogłam sobie sprawdzić w Internecie, na którym peronie dokonam przesiadki i gdzie dotrę. Tak czekam, czekam i nic. Mijają minuty. Opóźnienie rośnie. Czekam a komunikat.. "Opóźnienie trwa 35minut i może ulec zmianie". Na przesiadkę miałam, 17 więc klops. Ale całe szczęście w biegu dałam radę i jakoś tylko 15 minut byłam później niż planowałam. Gdy było już coraz bliżej celu, zaczął mnie łapać stres, ale i ogromna radość. Nawet poleciały mi łzy, które później rozmyły mi z lekka makijaż. Wysiadłam. Szukałam Sebixa. Był. To on! Nareszcie! Po tak długiej przerwie znów mogłam się z nim spotkać. Miałam dla niego prezent. Zdziwił się. Odnieśliśmy pakunek do znajomej ( tak to kobieta ale pracująca w Sądzie na Podwalu więcej nie mogę o niej powiedzieć)  i ruszyliśmy na miasto. Oczywiście jak mamy w zwyczaju, musieliśmy wstąpić do różnych galerii. Miałam zrobioną nawet listę, co muszę kupić. Szkoda, że nie dało rady wszystkiego. W Magnolii miałam w planach kupić torebkę. Kochany Mój z samego magazynu mi załatwił i ją wybrał. Uwielbiam ją. Jest cudowna. Będzie przeznaczona tylko na najważniejsze okazje by się nie zniszczyła. Udaliśmy się tradycyjnie na jarmark świąteczny jak za czasów naszego spotkania sprzed roku. Mieliśmy dużo czasu, więc wszystko ze spokojem. Podróżowaliśmy miejskimi środkami transportu by nie tracić zbyt dużo czasu. Ukochany mnie zabrał nawet na lotnisko. Pierwszy raz z tak bliska widziałam lądujący samolot. On takie widoki ma, na co dzień, bo tam pracuje. Następnie do Carrefour po prezent dla jego rodziców i na obiad. Stresowałam się strasznie, ale teraz stwierdzam, że nie było, czego. Ma wspaniałą mamę, która świetnie gotuje. Bardzo miła. Łatwo złapałyśmy kontakt. Jego tata najbardziej mnie przerażał jednak okazał się być mega pozytywnym oraz mega zabawnym człowiekiem. Już wiem, po kim Sebix ma takie super geny. Chętnie bym została tam dłużej. Jeszcze tylko pokazał mi swój pokój i już zbieraliśmy się pomału na dworzec. Mieliśmy jeszcze 1,5h, więc każdy peron praktycznie zdążyliśmy zbadać. Nawet mieliśmy okazję wejść tam, gdzie mało, kto się udaje, a mianowicie podziwiając dworzec z góry. Cudowny widok. Najgorsze było jednak pożegnanie. Gdy pociąg zjechał cieszyliśmy się ostatnimi wspólnymi chwilami. Było mega cudownie. Nawet pochwaliłam się Sebixem Tuptusiowi przez okno(akurat wracała tym samym pociągiem, co ja do domu). Myślę, że jej się również podobało. Dla mnie to miasto to najlepsze miejsce na ziemi. Godzina 20.00 Planowo powinniśmy ruszać. Od 5 minut podziwiałam Sebixa przez okno i znów komunikat, drodzy państwo przepraszamy za 15 minutowe opóźnienie z powodu opóźnionego pociągu z Lublina". Nie no super. Wyjść już nie mogę, a i patrzenie przez szybę sprawia mi ogromny ból. Spoglądając na siebie poprzez SMS wykonaliśmy już ostatnia rozmowę. Gwizdek.. Ruszamy. Koła zaczynają się kręcić, skład ruszył. Opuszczamy miejsce, które z każdym razem powoduje, że czuje się jak u siebie. W sumie nawet o wiele lepiej. Kocham tam wracać. Żegnaj Kochanie i do zobaczenia. 
Cały czas wymieniam się SMS to z Łysym, to rozmawiam z Sebixem. Dowiedziałam się, że bardzo mnie polubili jego rodzice i pytają się, kiedy znowu przyjadę. Jego mama nawet pyta się, kiedy ślub. Super! Cieszę się, iż możliwa przyszła synowa przypadła jej do gustu. W sumie sama nawet zaproponowałybyśmy się spotkali na dłużej, by nam czasu starczyło na wszystkie zamierzone plany. Ale najpierw jednak musi przyjechać do mnie. Niech teraz on poczuje ten stres, co ja. Dziękuję bardzo za wszystko! Szczególnie rodzicom i Łysemu, a najbardziej Sebixowi.

sobota, 10 grudnia 2016

Już jutro..

Zaległe z wczoraj

Już jutro.. to już za niespełna 11 godzin spełni się na nowo moje największe marzenie. Nareszcie zobaczę Sebixa i spędzę z nim cudowny dzień. Na razie przygotowania idą pełną parą, bo każde z nas chce być gotowym jak najlepiej. Nie mogę się już doczekać. Nie ważne co będziemy robić. Najważniejsze, że razem. Pamiętam jaki to rok temu był stres... nasze pierwsze spotkanie. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy. Mój Ukochany, szczęście moje największe, poza jego osobą nic więcej nie potrzebuje.
Całe szczęście dzień w miarę szybko mija. O 19 planuje iść już spać by był jutro w pełni sił. W szkole byłam jedynie na lekcji polskiego, a później z panią dyrektor jechaliśmy do Rostarzewa na 35 rocznica Pacyfikacji Ofiar KWK "WUJEK". Tak się składa, że syn tamtejszej ziemi stał się bohaterem. Mowa o Zenonie Zającu jako jednego z dziewięciu zamordowanych podczas stanu wojennego 16 grudnia 1981r. Skąd to wszystko wiem? NO cóż... jak się musiało stać e sztandarem ponad 3,5 godziny to się pamięta. Najpierw msza, następnie złożenie kwiatów przy jego grobie, a później uroczystości w szkole jego imienia.
Po tym czasie stania, normalnie aż się chciało ryczeć z bólu. Cały czas na baczność to jednak strasznie obciąża kręgosłup. Ktoś kto wymyślał tę akademię ma chyba nudne życie.. żeby z 4 razy wciąż to samo mówić i możliwie jak najbardziej przedłużać? Dziękuje tej pai co 10 minut przed końcem o nas pomyślała i przyniosła na krzesła byśmy odpoczęli.

czwartek, 8 grudnia 2016

Tak blisko marzeń

Dzisiaj znowu wcześniej 😀😁😃😇

Z dnia na dzień, z godziny na godzinę moja radość rośnie. To już niebawem się stanie. Dosłownie jest tuż za rogiem. Jeszcze trochę. Niewiele czekania zostało. O co chodzi? Oczywiście o spełnianie marzeń, które nastąpi już za niespełna 31 godzin. Nie mogę się już doczekać. Czemu ten czas nie może biec szybciej?
(źródło:Google.com)
Przyjście do szkoły to po prostu bajka. Lekcje przesunęliśmy tak, że już o 11.15 mogliśmy udać się na chacjende. Na zajęciach oczywiście luzy, bo coraz bliżej weekend to można zwolnić tempa. Jutro miał nam wypaść akurat sprawdzian z całej epoki romantyzmu, ale mamy taką kochaną panią, że nam przesunęła na wtorek. Na hisie za to miałam trochę roboty. Najpierw miałam się zająć gazetką, bo wyznaczone osoby niespecjalnie to robią, a później tworzyłyśmy listę co mam kupić w hurtowni (niedaleko mojego miejsca zamieszkania) na potrzeby samorządu. Nie spodziewałam się, że te zakupy tyle wyniosą. Jutro będę musiała się rozliczyć. Będzie super spotkanie akurat dwóch skarbników- klasowego i samorządowego. Ot taki bajer. Na ostatniej lekcji chemiczka oddawała nam sprawdziany, które pisaliśmy w poniedziałek. Nie powiem byłam zestresowana oceną. Nic się nie uczyłam, a tu proszę 5 i najlepsza, bo z największą ilością punktów razem z największym kujonem w klasie. Wniosek? Chyba nie warto się uczyć.... Żartuje. Jeżeli chce iść w przyszłości na studia to uczyć się trzeba tak czy siak. A że akurat tak się złożyło, iż przerwę poświęciłam Sebixowi zamiast książkom, nie usprawiedliwia mnie wcale. Cały czas poluje na te zacne minimum 4.0 na koniec. Marzy mi się ukończyć szkołę z wyróżnieniem jak i z wysokimi wynikami z matury. Jak to się mówi, człowiek z wyższym wykształceniem idealnie nadaje się do McDonalda albo na kasę do Biedronki.
Po zakończonych lekcjach wraz z ekipą udaliśmy się w kierunku domu. Jakie piękne uczucie, gdy Ty sobie już jedziesz, a inni muszą czekać jeszcze 2h za autobusem, albo chociażby za otwarciem internatu. Jeszcze tylko zakupy i wolne. Od razu dzień staje się lepszy. Miałam czas na wstępne popakowanie się do podróży i ogarnięcie co jeszcze mi potrzeba. Już nie mogę się doczekać.. Jutro Wolsztyn, a potem W R O C Ł A W!
(źródło:Facebook.com/marek.marek.7923)


Sebix był dzisiaj z lekka zapracowany. Trzeba dopiąć wszystko na ostatni guzik co do mojego przyjazdu. Nawet miałam okazję już porozmawiać przez telefon z jego mamą, bo trochę godzina spotkania z jego rodzicami się przesunie, a jestem zaproszona na rodzinny obiad. Nie ukrywam, że trochę się stresuje, ale teraz już mniej.
Od rana więc biegusiem z uczelni na komunikację MPK, a potem nauka i dwie godziny nudnego wykładu. Trzeba było ogarnąć się czasowo ile zajmą mniej więcej zakupy w Magnolii. Sebix oczywiście nie byłby sobą jakby bez mojej wiedzy nie wywinął pewnego, moim zdaniem małego błędu. Mianowicie wie, że w planach mam zakup pewnej torebki i doskonale wie w którym sklepie jest upatrzona oraz oczywiście nie byłby sobą gdyby nie zarezerwował w razie czego kilku podobnych. Kochany. Bardzo mądry człowiek w sumie, bo nie będziemy tracić czasu.
Następnie obczajenie nowych butów dla Seixa i do domu na relaks. Geniusz zamiast się uczyć na kolokwium z notatek postanowił wykorzystać w tym celu odpowiedzi. Cwaniaczek jeden, ale i tak go kocham.

środa, 7 grudnia 2016

Los się uśmiecha

Gdy musiałam wyjść z domu było strasznie ciemno.  Wydawało się jakby była lekka mgła. Szybszym krokiem zmierzałam na autobus. Miasto o poranku wygląda prześliczne. Cicho,  ciemno i gdzie nigdzie ozdoby świąteczne przy lampach oraz cudnie ubrany most. Aż ma się ochotę na chwilę zatrzymać i podziwiać. Nawet zimno temu nie przeszkadza. Uwielbiam to,  jednak czas gonił. W sobotę to dopiero będzie uczta dla oczu- spacer po Wrocławiu za dnia jak i ku jego końcowi. Nie mogę się doczekać, ale najpierw szkoła niestety. Zostało dokładnie 59h do zobaczenia Sebixa i z każdą chwilą ta liczba maleje,  tak się cieszę.
(źródło: Google.com)
Rano zbiórka jak co środę. Dlaczego mnie to nie dziwi,  że my marzliśmy,  a przełożeni się spóźniali. W szkole organizowany był turniej siatkówki o puchar dyrektora. Startowały w nim drużyny składające się z nauczycieli,  uczniów jak i absolwentów. Pod pretekstem pomocy w przygotowaniach uciekliśmy cała klasą.  O my niedobrzy. Ogólnie cud, że w ogóle się udało, bo ze zgraniem u nas ciężko.
Major zgarnął nas wcześniej na przysposobienie wojskowe. Najpierw mieliśmy zajęcia z topografii, a następnie z udzielania pierwszej pomocy. Rzeczy, niby na pierwszy rzut oka rzeczywiste i łatwe, a jednak czasami wprawiały nas w zakłopotanie. Przez to, że lekcje te zaczęły się wcześniej, logiczne jest, iż skończymy wcześniej. Kolejny powinien być angielski, ale pogadaliśmy z nauczycielem i kończyliśmy wcześniej, bo ostatniej lekcji i tak nie było. Jeszcze mieliśmy godzinę czasu by się ponudzić, zanim przyjadą nasze autobusy. I tak oto zamiast o 15 kończyliśmy o 13. Takie środy to ja lubię.
(źródło: Google.com)
Sebix od samego poranka postanowił również napawać się pięknem miasta jeszcze po ciemku i udał się na mały spacer. Następnie udał się na uczelnie, gdzie odbył dwu godzinne zajęcia. W przerwie nie mogło zabraknąć oczywiście siłowni. Wymęczony, ale zadowolony wrócił na kolejne wykłady. Poza chemią były one strasznie nudne. Na niej akurat dzisiaj wytwarzali mydło. WOW! Gdy przyszło mu wracać już do domu, jego uwagę przykuł uliczny menel. Gościu było widać nieźle wydłużył sobie albo i już zaczął weekend. Aczkolwiek człowiek ten prawdę Ci powie. Po zamienieniu kilku słów z Sebixem na temat jego pracy stwierdził:" Niech dobrzy obywatele strzegą granic ojczyzny". Cały wieczór mi teraz będzie dupę tym truł, bo jest dumny z tego, że w końcu ktoś docenił jego pracę. Przy okazji pewnie z kilka razy mi to wypomni jeszcze, że niby tego nie zrobiłam.