środa, 21 grudnia 2016

Godzina piąta, minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała

Godzina piąta, minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała... Dokładnie tak jak w słynnej pieśni żołnierskiej REZERWA się działo. Dzisiaj ostatni dzień szkoły. Niby nic, a nie chce się jak zawsze, ale w sumie skrócone lekcje, więc przeżyłam.
Przy wejściu do autobusu jakoś mnie nie ździwiło, że na przystanku byłam sama (zwykle jest z 15 osób). Ostatni dzień więc większość zrobiła sobie już wolne. No wiadomo, że w internacie wczoraj już popowracali do swych domów, bo zabierali się z rodzicami, którzy przyjechali na zebranie do szkoły. 
Tak jeżdżę takimi autobusami
ródło:Google.com)
Wsiadając i odbijając bilet jak zawsze powiedziałam "dzień dobry", gdyż zapowiadał się on rzeczywiście dobrze. Kierowca w ramach odpowiedzi na moje przywitanie odrzekł "a czapkę to się ma gdzie? pewnie w domu". Na dworze było od rana naprawdę zimno. Zaledwie -2, gdzie w prognozach miało być znacznie cieplej, ale w wojsku trzeba sobie radzić. Co to znaczy mróz dla żołnierza? Tyle co nic. Przeżyłam.
Dzięki Bogu na kolejnym przystanku wsiadła Adijos. Jest to znajoma ze starej szkoły, która zadaje się z kumplem z mojej starej klasy. Teraz znów się zadaje z najbardziej zaufaną mi osoba, ale tym razem z  obecnej klasy- z Gwiazdeczką. Zawsze na powitanie krzyczy już z daleka "adios". Już mniejsza o to, że w rzeczywistości z języka hiszpańskiego oznacza to "do widzenia". Zawsze jest zabawnie, gdy słychać ją z oddali. Zagada do każdego i humor mu z rana poprawi.
Na zbiórce było nas naprawdę dużo. Jedna dziesiąta z wszystkich klas mundurowych to naprawdę rekord jak na taki lekki dzień. Z mojej klasy było nas 3, więc wyobraźcie sobie ile było śmiechu, gdy Śmieszek zrobił nam zbiórkę i kazał nam się ustawić (dwóch pozostałych) w dwuszeregu.
Dzisiaj wyjątkowo Major nie spóźnił się za dużo. Ładnie nam podziękował, że chciało nam się wstać i przyjechać. Moja klasa powinna mieć pierwszy angielski, jednak nikomu się nie chciało na niego iść, więc grzecznie zapytaliśmy się, czy możemy dołączyć do pierwszych klas. W sumie odrobiliśmy sobie mundurowe i mogliśmy wcześniej jechać do domu.
Na lekcji zaraz po zbiórce produktów na paczkę dla kombatantów ze wchodu i po podziękowaniach Kapitana, że pokazaliśmy moc zjawiając się w szkole, udaliśmy się do sali piętro niżej na film. Nawet nie wiem jaki miał tytuł, bo nie specjalnie chciało mi się uważać. Byłam zajęta wpisywaniem się na listę do pomocy w imprezie planowanej na 30 grudnia, jak też później pisaniem sms z Sebixem i Łysym. Nie ukrywam też, że bardzo mi się chciało spać. Spałam w nocy może z 3 godzinki? Aj tam.. Patrząc na tych, co na końcu sali pościskani na podłodze słodko spali, stwierdzam, że ze mną nie było aż takiej tragedii. W trakcie seansu oczywiście nasi Przełożeni byli u pani Dyrektor na rozmowie, więc byliśmy sami. Nie było nawet siły na wariacje, więc byliśmy grzeczni.
Po odbębnieniu 3 lekcji (skróconych oczywiście), razem z Drajwerem, Pająkiem i Śpiewakiem ok. 9.30 już jechaliśmy do domu. 
(źródło:Google.com)
Będąc już prawie w innej miejscowości, nagle Śpiewak krzyczy STÓJ!!. Wszyscy wystraszeni co się stało, czekali aż nam to oznajmi. TERMOS NA DACHU ZOSTAWIŁEM!!!! Śmiech. Jak można zapomnieć? No nic, cofaliśmy się i szukaliśmy go po drodze. Spadł już na parkingu i oblał auto obok, a teraz nadaje się tylko do wyrzucenia, bo w środku coś pękło. Takiej akcji jeszcze nie było.
Drajwer później podrzuciła mnie ładnie tam, gdzie ją poprosiłam. Jaka ona jest kochana, nie dość, że Cię zgarnie, to nawet może pod dom podrzucić. Tym razem wysiadałam pod domem, nie moim, a Tuptusia. Miałam do niej ważną sprawę. Napisałam jej, że ma zejść. Cała zaspana, w samej bluzie i kapciach taty wyszła mega przerażona by otworzyć mi bramę. Gdy się pojawiła starałam się szybko jej przekazać o co chodzi. Tym razem jak co roku bawiłam się w św. Mikołaja i rozdawałam znajomym prezenty, więc i jej to nie ominęło. Każdy, który znaczy dla mnie coś więcej niż tylko ktoś, kogo znam, dostanie. Tuptusia nie było w szkole, więc postarałam się by wręczyć jej prezent osobiście i złożyć życzenia. Była zaskoczona. Spodziewała się całkiem czego innego. Dzień wcześniej specjalnie sprawiłam by tak myślała, żeby  nie próbowała  czasem się odwdzięczać. Nie lubię dostawać prezentów, bo ludzie niepotrzebnie kasę tylko na mnie wtedy marnują. Jednak Adijos się uparła i dzisiaj musiała też mi coś dać. Jakoś to przeboleć.
(źródło:Google.com)
Dzień zakończony. Zadania wykonane, więc wróciłam do domu, do ciepłego wyrka. Ładnie pospałam. Niedawno się obudziłam. Muszę mieć siłę na wieczór, bo z Sebixem mamy mnóstwo spraw do obgadania. Jeszcze poleniuchować dzisiaj sobie mogę trochę, a jutro już zaczyna się mnóstwo pracy przy przygotowaniach. Szczerze to dla mnie ta przerwa świąteczna jest za długa. Boje się jej, ale nic już nie zmienię niestety.

Sebix z samego rana już bardzo aktywny. Budzik na 6,a on wstaje o 8, bo woli  sobie dłużej poleżeć, a później to trening ma zaliczony. Dlaczego mnie to nie dziwi, że znów musiał biec na autobus.  Tego dnia co ja mam luzy, On niestety ma mnóstwo zajęć, bo do 18 aż. W przerwach między zajęciami odbywały się długie pogaduchy, czyli nic ciekawego. Czyli wyjątkowo nie to co zajęcia, a dokładnie chemia, na której mieli dzisiaj doświadczenia. Sebix jak to Sebix nie stosował się do instrukcji. Szalony chłopak. Trochę to niebezpieczne, jednak kto ma jako jedyny 5 ten ma. Za to, że pracował nieszablonowo dostał dodatkową ocenę, bo udało mu się wytworzyć substancję inną niż pozostali poprzez podgrzewanie w temperaturze wyższej niż podano w podręczniku. Jednak przy podgrzewaniu później pewnego minerału, coś mu nie wyszło. Powinna być ciekła substancja, a nie czarne zwęglone coś, co już z lekka się dymiło. Tak jest jak się gada i nie pilnuje. Ale dzięki temu już wie, że po za długim ogrzewaniu w temperaturze o 40 stopni wyższej niż się powinno, cała reakcja ulegnie zwęgleniu. Mój  Szalony Kochany Geniusz.
(źródło:Google.com)
Gdy Chemik Odkrywca zakończył zajęcia, udał się do domu. Kumpel zaproponował mu podwózkę twierdząc, że omijając korki będą szybciej w domu. Troszkę mu to nie wyszło, bo jechali 3x dłużej niż zakładali jadąc na około, ale przynajmniej Sebix miał ciepło i nie musiał marznąc w przetłoczonym tramwaju, stojąc pewnie przy co chwila otwierających się drzwiach.
Jeszcze tylko wejść do domu, rzucić torbę i relaks na całego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz