czwartek, 1 grudnia 2016

Przegryw.

Trwa właśnie lekcja polskiego.  Miungwie się nudzi i woli pisać bloga niż uważać.  Tak czy siak nie mogłaby się skupić.  W jej głowie są tysiące myśli. Przed chwilą gadała z Ninja. Miała do niego sprawę,  lecz okazało się,  że jednak ona nie wypali. Zdołowało ją to troszkę. 
Ogólnie pogoda dzisiaj jest straszna,  nie dość,  ze zimno i wieje to jeszcze pada. Człowiekowi aż się żyć odechciewa,  gdy widzi co się dzieje na dworze.  Najchętniej zostałby w domu i zakopał się pod kołdrę.
Zauważyłam,  że pogoda ma duży wpływ na nasz nastrój.  Dzisiaj to już totalna klapa.  Pech do kwadratu,  a nawet do potęgi 10, lub więcej. Jedyne co się udało to przenieść kartkówkę na wtorek z hisu,  ale czy to ma sens jak z chemii niezapowiedziana była? No tak niekoniecznie. Już mniejsza o to, że te czwartki są tak bardzo przeze mnie znienawidzone. Trzeba jechać wcześniej autobusem i odbębnić te godzinę przed lekcją (,bo zaczynam od drugiej,) na świetlicy. Wzrok Ninjy, który siedział na wprost mnie, nie pomagał. Moja klasa jak zwykle na ostatnią chwile wszystko robi, tym razem przypomniało się jej o wypracowaniu na polski. Gdy zobaczyłam tę ilość tekstu, powiedziałam sobie: ,,Pie*dole, nie robię. Zrobię sobie w weekend albo dostanę szmatę. Najwyżej.... Lepiej pouczyć się na his (którego jak się później kazało, nie było)".
Z każdą lekcją energii coraz więcej ubywało. Nie wiem czy to pogoda, czy zmęczenie tak na nas działało. Na ostatniej lekcji już całkiem się wyłączyliśmy. Był niemiecki, cóż się dziwić.. a wcześniej okienko. Nie pamiętam kiedy cały dzień (w czwartek) byłam w szkole. Cztery tygodnie temu? Ale to się ciągnęło. Najgorsze były wiadomości dotyczące wyjazdów. Jakoś ta informacja, że pani dyrektor się pomyliła i nasz wyjazd jutrzejszy przełożyła na kolejny tydzień, nie boli tak bardzo jak odwołany wyjazd marzeń (do Drezna). Odkąd pamiętam zawsze się chciałam wybrać za granicę. Nigdy tam nie byłam. Od 5 lat bardzo mnie ciągnie by pojechać na jarmark Bożonarodzeniowy do Niemiec i gdy natrafiła się okazja... to dupa. A takie miałam już świetne pomysły na relację, na blogu z wyjazdu. Ch*j by to strzelił. Mam dość!! Taka wkurzona jeszcze nigdy do domu nie wracałam. Biedny Sebix, strasznie się na niego wydzierałam podczas rozmowy telefonicznej. Teraz mam ochotę zapaść się pod ziemię, tak bardzo mi wstyd. Jestem po prostu wściekła, że znów wszystkie plany poszły się je*ać. Ledwie powstrzymuje łzy. Najgorsze jest to, że nawet do Sebixa nie ma możliwości pojechać.
Wieczorem przewiduje tłumaczenie matmy Gwiazdeczce i pewnie jeszcze komuś, bo jutro ta nieszczęsna praca klasowa. Może to mnie uspokoi...

Sebixa dzień przebiegał bardziej spokojnie. Tradycyjnie od rana uczelnia. Zajęcia, jak stwierdził trwały długo, a traktowanie było ''nieludzkie dla zwierząt, szczególnie dla Byka" - ( Byku to jego 2ga ksywka). Miał wyśmienitą, jak i zacną wyżerkę potem... mmm, jakie to musiało byś pyszne- ciasto, które sam upiekł. Aż ślinka cieknie na widok takiego murzynka. Nie bardzo zrozumiałam, bo tego się u mnie nie praktykuje, ale później podobno skroił kumpla jak i on jego na długopis. aha? ok. Spoko. Fajnie. Nie wnikam. Kolejnie zawitał do swojej "świątyni szczęścia", czyli udał się na siłownie, gdzie mile spędził czas. Następnie odwiedził kilka galerii. Zadzwonił też do mnie. Tak się na niego wydzierałam, że dla uspokojenia, pojechał w swoje miejsce- bocznicę kolejową by obmyślić kilka spraw. Nienawidzę, gdy to robi. Tam jest strasznie niebezpiecznie, ale w sumie sama go na to naraziłam. Siedział tam naprawdę długo. Zmókł i zmarzł strasznie. Całe szczęście Łysy się nim potem zajął i teraz Sebix nie wychodzi spod cieplutkiej kołderki pod żadnym pozorem. Wygrzewa się. Jak na razie odciął się od świata i nie chce mieć kontaktu z kimkolwiek, nawet mu się w sumie nie dziwie. Niech w spokoju wypoczywa, to był dla niego trudny dzień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz