piątek, 2 grudnia 2016

To tylko sen...

Miałam dzisiaj z lekka dziwny sen. Po przebudzeniu nie wiedziałam sama, czy mam się cieszyć, że chociaż w śnie to się wydarzyło, czy płakać, iż raczej nigdy do takiej sytuacji w moim życiu nie dojdzie. Byłam tam normalnie w domu. Bodajże spałam. Działo się to kilka dni przed świętami. Pamiętam, że byłam strasznie zdołowana, bo żadna planowana podróż (chodzi o te w rzeczywistości), nie wypaliła. Ostatnio naprawdę bardzo chcę gdzieś pojechać. Gdziekolwiek, byle wyrwać się z tej "wiochy", zwanej rzeczywistością. Chcę w końcu odpocząć. Wszystko mnie denerwuje jak i smuci, a do tego nic mi jeszcze nie wychodzi. Nawet głupiego konkursu nie umiem napisać dobrze. Ostatnie miejsce. Przykre strasznie, a w zamiarach miałam polepszyć swój zeszłoroczny wynik. Czułam, że znów nadciąga fala depresji, że znów zaszyje się w swoim łóżku i nie będę ani jeść, ani pić przez długi czas. Nawet spać, tylko cały czas płakać. Z resztą taka sytuacja już nie raz miała miejsce, ale gdy się już pojawi, to jest rzeczywiście katastrofa. Zadzwonił wtedy telefon. Nie bardzo miałam ochotę rozmawiać, ale stwierdziłam, że nie zrobię tej przykrości Sebixowi i odbiorę. To był świetny wybór. Po podniesieniu słuchawki usłyszałam dokładnie to samo, co pewnego dnia powiedział tata po powrocie z pracy, gdy miałam 8lat. Pamiętam to doskonale. Mianowicie brzmiało to: ,,pakuj się, wyjeżdżamy!". Serce się radowało, a łzy spływały po policzku. Nie wiedziałam gdzie, ani na ile, ale byłam mega szczęśliwa. Zdołowanie odeszło wtedy już w niepamięć. Kilka słów, a od razu człowiekowi chce się żyć. Kocham podróże, więc taka wiadomość to spełnienie moich marzeń. Okazało się, że jedziemy w góry na święta tylko we dwoje i wracamy dopiero po nowym roku. Tylko On i ja.. Sami, daleko od rzeczywistości i w końcu razem...
(źródło:napulpit.pl)


-BUDZIK-

Ehhh... To był tylko sen. Czas wracać do rzeczywistości. Szkoda, że to nie jest prawda. Wiele bym dała, by tak było, no ale cóż... Nie można mieć wszystkiego.
Piątek- weekendu początek, ale najpierw szkoła. Na pierwszej lekcji ledwie kto przyszedł, bo rzekomo próbna matura ustna z polskiego miała być, a koniec końców wyszło jak zawsze. Kolejne lekcje przebiegały tradycyjnie, a na matematyce była praca klasowa z planimetrii. Łatwizna. Test oddałam po niespełna 40 minutach, gdzie na to była przeznaczona godzina zegarowa. Z naszym wychowawcą mamy taki układ, że kto napisze wcześniej, może wyjść i o określonej godzinie ma się zjawić. No więc mi udało się mieć 20 minutową przerwę i akurat miałam czas by porozmawiać z Sebixem przez telefon. Czas szybko zleciał. Chwila moment i już po wszystkim. Po dotarciu już ze szkoły do mojej miejscowości wraz z Czarodziejem, Drajwerem i śmieszkiem klasowym udaliśmy się na mały shopping, by doradzić koleżance, który ciuch ma wybrać, bo potrzebowała, ale i też chciała znać nasze zdanie. Dużo śmiechu było, z resztą jak zawsze w takim gronie.

Sebix miał dzisiejszy dzionek taki bardziej na luzie. Gdy wstał to ze spokojem miał czas by wszystko porobić, nawet na autobus mógł sobie pozwolić  by iść spacerkiem. Dzisiaj lajtowo, bo tylko 45 minut zajęć. Żyć nie umierać. Kolejnie siłownia, potem dom i relax. A wieczorem przewidywana jest cudowna rozmowa, ale jeszcze zobaczymy jak to wyjdzie. Jutro Sebix idzie na siłownię z rana by dobrze zacząć dzień.
A na tej siłowni Sebix trenuje w Sky Tower

1 komentarz:

  1. Moje sny zazwyczaj kończą się w tym najbardziej wyczekiwanym momencie. U Ciebie widzę, że doszło do spełnienia marzenia, jakim był wyjazd ;) Kto wie, może kiedyś przerzuci się to na rzeczywistość ;)

    MÓJ BLOG
    MÓJ KANAŁ NA YT

    OdpowiedzUsuń