czwartek, 10 listopada 2016

Czy rzeczywiście źle się ze mną dzieje?

Wczorajszy wpis wywołał dużą burze wśród moich bliskich.  "Dlaczego to ukrywałaś?...",  "Czemu nic mi nie powiedziałaś?...",  "Jak mogłaś, obiecałaś przecież..." - tylko to słyszałam.  Strasznie źle się z tym czuję, że dowiedzieli się tego z głupiego bloga zamiast od samej mnie. Nie dałam rady im tego po prostu powiedzieć. Sprawa była na tyle poważna,  że nawet związek został zawieszony. Dzisiaj ma powstać całkiem nowa, bardziej rygorystyczna umowa. To już będzie na prawdę ostatni dzwonek, bo ile razy można wciąż powtarzać te same błędy.
Budzik dziś akurat miałam na 7.15, lecz coś innego mnie obudziło. Może nie coś, a ktoś... a dokładniej Sebix. Jak zwykle czuwa bym nie zaspała na zajęcia. Kochany mój! Akurat tak się złożyło, że mieliśmy jeszcze trochę czasu by porozmawiać. Dziwne.. wcale nie było czuć tego, że wczoraj mało co nie zakończyliśmy związku. Wszystko tak, jakby dzisiaj była nowa karta, a tamto poszło w zapomnienie. Może rzeczywiście tak ma być? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Po wczorajszym wyznaniu jestem 3x bardziej pilnowana i sprawdzana w kwestii jedzenia. Mam specjalną aplikację, która mi sugeruje co i ile mogę zjeść. Na razie trochę to potrwa, bo organizm ogólnie trzeba przyzwyczaić do trawienia. Wczoraj to była masakra. Nawet spać przez to nie mogłam, bo ciągle "jeździło" i hałasowało. Może aby na godzinkę udało mi się zdrzemnąć. No tak jest jak długo się nie je, a potem zjesz dość dużo.
Na śniadanie postanowiłam sobie, że wybiorę produkty bogate w białko, bo bardzo mi się przyda, czyli serek wiejski, do tego bułka pełnoziarnista, a do popicia kubek mleka. Stwierdziłam, że na początek będzie najlepsze i nie powinno być po tym jakiś rewolucji. Jejku jakie to mogłoby być pyszne, gdyby mi smak wrócił.  Kto wie, czy właśnie przez jego brak zjadłam aby połowę. Eee tam... za jakiś czas wszystko będzie już w normie i tego się trzymajmy. Sebixowi aż ślinka ciekła, a ja nic nie czułam. Troszkę przykre, ale sama sobie jestem winna.
Z racji tej, że nie miałam kilku pierwszych lekcji, postanowiłam, iż pojadę późniejszym autobusem. Dzień wcześniej zmówiłam się z Czarodziejem, o której jedziemy. Nie ma sensu przecież samemu jechać i nie daj Bój nudzić się jeszcze w tej szkole. Razem zawsze raźniej, czyż nie? Idąc na autobus praktycznie biegłam by się nie spóźnić.(Już mniejsza o to, że kierowca z 20 minut się spóźnił potem.) Jeszcze jak na złość wypadł mi telefon z ręki, prosto na bruk chodnika. Akurat ekranem do dołu...ałć. To musiało boleć. Nie wiem czy to jakiś zbieg okoliczności, czy jak, ale paręnaście metrów dalej znalazłam grosik. Z szacunku do orzełka  oczywiście podniosłam, a mówi się, że dla znalazcy przyniesie on szczęście. Nie no fajnie, spoko.
 Jak zajechaliśmy, mieliśmy jeszcze sporo czasu przed akademią z okazji jutrzejszego Święta Niepodległości. Z przystanku szliśmy jak najszybciej, by się rozgrzać, bo na dworze było naprawdę zimno. Maksymalnie z 2°C. Im szybciej dotkniemy ciepłego kaloryfera, tym lepiej. Szkoda tylko, że w tej szkole takie raczej nie istnieją. I pomyśleć, że będzie aby gorzej. Podobno ta zima ma być najzimniejsza od 25lat.
Czarodziej to innymi słowy mój kumpel z ławki. Poznaliśmy się pierwszego dnia nowej szkoły, a dokładniej w dniu rozpoczęcia roku wracając wspólnie autobusem. Obok mnie było akurat wolne miejsce, więc się dosiadł i zaczął rozmowę. On taki jest, że do każdego zagada. Nigdy nie zapomnę jak byłam zła, gdy wcześniej całą uroczystość stał przede mną i mi zasłaniał. Jakoś tak wyszło, że wylądowaliśmy razem w klasie. Praktycznie nikogo nie znałam to zapytałam się kolejnego dnia, czy usiądziemy razem, a on:,, Nie ma problemu". Praktycznie co przerwę mu tak trułam dupę, a on dalej się godził. Tak wyszło, że do dziś na większości lekcji, "skład ławkowy" się nie zmienił. W sumie, może z miesiąc temu, usłyszałam od niego, że ze mną to akurat mu się najlepiej siedzi. Miło mi to słyszeć. Pewnie dlatego, że wie, iż zawsze może na mnie liczyć. Zawsze pomogę z zadaniem domowym, czy wytłumaczę coś, czego aktualnie nie rozumie, a że wracamy jednym autobusem do domu to jakoś tak zakumplowaliśmy(czyt. zaprzyjaźniliśmy) się bardziej. Nigdy nie zapomnę tej plotki w szkole, że niby jesteśmy parą. Pewna koleżanka z równoległej klasy miała mi kiedyś oddać zeszyt; gdy zapytałam ją, gdzie jest, powiedziała:,, Dałam go Twojemu chłopakowi". Nigdy się tak nie uśmiałam tym bardziej, że wtedy jeszcze byłam singielką. Oczywiście musiałam wytłumaczyć, że to pomyłka, ale już wiedziałam o kogo może chodzić. Z nim akurat jest wiele zabawnych akcji, mimo iż, mało kto za nim przepada, nie wiem czemu. Chociażby moje pierwsze wagary. Jak wyglądały?... a no zabawnie. W naszej szkole pewnego dnia akurat był bieg patrona. Po obowiązkowych lekcjach żeśmy zwiali, gdzie?... Do naszego "ukochanego" wychowawcy uczącego w innej szkole. A co, przynajmniej było śmiesznie. Nie powiem, bo komu jak komu, ale jemu naprawdę wiele zawdzięczam. Już nie jestem takim "boidudkiem" jak kiedyś. Więcej się odzywam, nie boję się ukrywać tego co myślę, ba.. nawet podobno zaczynam pyskować. "Tylko brakuje, że zaczniesz palić i będziesz dosłownie jak ja." Hahaha, tak, tak już, tia... Bardzo się cieszę, że mogę z nim akurat porozmawiać na każdy temat i zawsze mi coś doradzi. On może liczyć na mnie, a ja na niego- zawsze.
Sebix nie spał dzisiaj nic a nic. Nie wiem czy to przez wczorajszą akcję wieczorem, czy jak. Przykre, bo powinien dbać o siebie i sypiać więcej. No, ale w sumie jak ja nie słucham jego to on nie będzie słuchał mnie. Proste.
Kochanie moje miało dzisiaj kolejne szkolenie. Tym razem na lotnisku. Następnie trochę czasu spędził ze znajomymi i obecnie się relaksuje. Długo to nie potrwa, gdyż trzeba nową umowę od podstaw spisać, więc do dzieła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz