środa, 9 listopada 2016

Czy to już jest choroba?

Przyznam się do czegoś, za co mój chłopak może być mega wściekły. "Mega" to za mało powiedziane. Otóż od jakiegoś miesiąca mam straszne problemy z przyjmowaniem pokarmu. Może i to mało kogo obchodzi, ale chce coś przez to pokazać, bo przez to dużo niepotrzebnych kłótni szczególnie z mamą powstaje. Mimo, że powinnam jeść to jednak wole odmówić. Miewam koszmarne zgagi, biegunki i wymioty. Rzeczywiście lepiej mi, gdy nic nie przyjmuje, ale to wiąże się potem z brakiem sił, a nawet wypadaniem włosów, łamaniem się paznokci czy powstającymi samoistnie siniakami. Wiem, wygląda to jak anoreksja. Mam nadzieje, że to jednak nie jest ona. Co prawda czuje wstręt do jedzenia, ale przez dolegliwości, które temu towarzyszą, a nie dlatego, że sobie to ubzdurałam. Czytałam kilka artykułów na temat tej choroby. Znalazłam, że anorektyczki odczuwają głód, jednak starają się go bagatelizować. U mnie niestety sprawa wygląda tak, że ja tego już wcale nie czuje. To jest straszne, a jeszcze gorsze jest uczucie jak organizm sam siebie trawi. Dobrze słyszysz, to jest możliwe. Gdy nie dostarcza się pokarmu, a ciało potrzebuje energii to spala tkankę tłuszczową. W ten sposób strasznie schudłam i nie, wcale mi się to nie podoba. Masakra. Nawet Ninja to zauważył, więc jest na prawdę ze mną źle. Sam Gwiazdeczka kazał mi z tym iść do lekarza jak nie będzie poprawy po tygodniu. Dzisiaj już mija miesiąc od tamtej decyzji, a i tak jak zwykle nie posłuchałam. Najbardziej boli mnie odbieganie od tematu, gdy Sebix z czystej troski zapyta, czy coś jadłam. Nie chce mieć tajemnic przed nim, ale również nie chce by się martwił, gdyż ma swoje ważniejsze problemy. Dlaczego to robię? Ponieważ dla mnie szczęście innych jest ponad wszystko. Nic ważniejszego dla mnie nie istnieje. Doskonale wiem, że zaniedbując siebie powoduje, że ich martwię. Pytanie pewnie teraz: skąd te wszystkie dolegliwości? Otóż strasznie się denerwuje praktycznie byle czym, a szczególnie jeśli chodzi o najbliższych. Czasami jestem zdolna naprawdę do strasznych rzeczy, jak w tym przypadku do niejedzenia. Jutro czeka mnie jedna z 5 wizyt u lekarza specjalisty. Bardzo się denerwuje, ale to ma mi pomóc. (Coś w stylu terapii.) Tak, teraz sobie myślcie, że jakaś psychopatka, ale gdy mnie bardziej poznacie to zrozumiecie, dlaczego tak o to szczęście innych walczę.  Szkoda tylko, że przez te wizyty będę miała duże zaległości, ale jednak zdrowie jest ważne, bo sprawdzian poprawisz, a życia nie przywrócisz. Czyż nie?
Mój dzisiejszy dzień zaczął się tradycyjnie pobudką budzika. Poszłam do łazienki i... mało co się nie przewróciłam. Stanęłam przed lustrem, spojrzałam w swoje odbicie i po chwili poczułam jak mi słabo. Kolana same się ugięły. Przed oczami stało się ciemno, a i oddech był trudniejszy. Wróciłam do łóżka i napisałam Drajwerowi, że dzisiaj ma po mnie nie przyjeżdżać. Do szkoły nie pojechałam wcale. Kurcze szkoda, bo na mundurowych było ASG (dla tych co nie wiedzą to taka gra zespołowa z pistoletów na kulki plastikowe). Bardzo długo za tym czekałam, no ale cóż. Nic już nie zrobię.Poszłam więc spać dalej. Obudził mnie hałas. Akurat nad moim domem leciały samoloty wojskowe. Niestety nie zdążyłam ich zobaczyć. Po ponad 24h bez posiłku wypadałoby coś jednak zjeść. Mama zadbała o mnie. Wspomniała, że jak byłyśmy małe z siostrą, to na takie rewolucje najlepsza jest cola i czekolada, sama pani doktor w szpitalu to nam zapisała. Czuje, że zjadłam za dużo. Normalnie pewnie by mnie już mdliło. Już mnie brzuch od tego boli, no ale nie chce już robić przykrości. Wole sama cierpieć, niż inni mieliby przeze mnie.

Sebix dzisiaj troszkę zaspał i wtedy zaczął się wyścig z czasem by zdążyć na zajęcia. Przy okazji bieganie miał już z głowy, gdy leciał na autobus i szybko potem na tramwaj. Między wykładami miał akurat okienko, które trwało 2 godziny. Postanowił więc, że pójdzie coś zjeść. Zamówił sobie bardzo "zdrowy" posiłek, a mianowicie frytki, hamburgery, krążki cebulowe oraz cole. By tego było mało, jeszcze wybrał się do Pasażu na pizzę, a dokładniej do Farina'y. Troszkę przykra akcja się tam zadziała. Siedział sobie spokojnie przy stoliku 4osobowym, gdy nagle podszedł do niego jakiś koleś. Zapytał czy te 2 miejsca na których była kurtka i torba są wolne. Okazało się, że nie, bo jak twierdzi Sebix- ciuchy też gdzieś muszą leżeć. Zarzucił kopyta na siedzenie, co nieco powiedział i gościu momentalnie zabrał tackę. Aż się za nim kurzyło. Heh... dziwna sprawa, dla mnie nie do pomyślenia.
Jak zawsze po obiadku należy się każdemu odpoczynek. Jeszcze małe polowanie na promocje w Saturnie i można się zrelaksować na miękkich i wygodnych sofach. Najgorzej było z nich wstać, no ale niestety, na zajęcia wrócić trzeba. Nudne były strasznie, zresztą jak zawsze. Jeszcze powrót do domu to jakaś masakra. Nie dość, że zimno to jeszcze autobusu odpowiedniego nie było. Mam nadzieje, że teraz w domu się grzeje. Nie chce by się bardziej przeziębił. Późniejszym wieczorkiem planuje trochę poćwiczyć, aczkolwiek bieganie na dzisiaj już ma zaliczone.

1 komentarz: